logo

François Rochebrune (1830–1871)

Tekst ukazał się pierwotnie na portalu powstanie1863-64.pl, prowadzonym przez Muzeum Historii Polski w ramach obchodów 160 rocznicy Powstania Styczniowego.

François Rochebrune jest jednym z najciekawszych obcokrajowców, którzy dowodzili własnym oddziałem w Powstaniu Styczniowym. To dzięki jego staraniom powstała jedna z najbardziej barwnych formacji zrywu z 1863 roku – żuawi śmierci.

François Rochebrune urodził się 1 stycznia 1830 roku w Vienne na południu Francji. Za młodu pracował tam jako pomocnik u drukarza o nazwisku Timon, a następnie podjął pracę jako samodzielny majster gipsarski. Kiedy miał 21 lat, wstąpił w szeregi armii francuskiej, z którą od pory – z przerwami – był związany do końca życia. W latach 1851–1854 służył w 7. Pułku Piechoty Lekkiej w Algierii. Najprawdopodobniej właśnie tam miał okazję po raz pierwszy zetknąć się z formacją francuskich żuawów, na których wzorował oddział utworzony w czasie Powstania Styczniowego. Rochebrune miał również brać udział w wojnie krymskiej, jednak nie jest to potwierdzone.

Francuz po raz pierwszy przybył na ziemie polskie w 1855 roku. Został sprowadzony do Krakowa przez Jana Tomkowicza, syna Apoloniusza Tomkowicza h. Przyjaciel oraz Marii z Wężyków-Rudzkich. Przez dwa lata uczył języka francuskiego Jana oraz jego brata Stanisława. Ciekawą, a zarazem nieco uszczypliwą charakterystykę Rochebrune’a w tamtym czasie przedstawił prof. Wacław Tokarz, pisząc, że „od razu zdołał pozyskać dużą sympatyę zarówno wychowanków, jak i chlebodawców. Typowy południowiec: żywy niezmiernie i ruchliwy, zawsze pełen swady i humoru; przez dom kasztelana Wężyka dostał on się do wielu zamożniejszych domów krakowskich i był w końcu jedną z bardzo popularnych osobistości w mieście”.

W 1857 roku Rochebrune niespodziewane opuścił Kraków, ponownie zaciągając się do armii francuskiej. W jej szeregach brał udział w wojnie francusko-austriackiej oraz II wojnie opiumowej w Chinach. Służbę zakończył w 1861 roku, powracając na jakiś czas do ojczyzny. Wstąpił wówczas do masonerii. Za namową przyjaciela udał się w tym czasie do wróżki, która przepowiedziała mu wielką przyszłość. Na ziemie polskie wrócił w grudniu 1862 roku, odwiedzając swoich krakowskich wychowanków. Rochebrune, podobnie jak kilka lat wcześniej, chciał uczyć młodzież języka francuskiego, ale szybko zorientował się, że ta bardziej niż do nauki garnie się do walki. Postanowił to wykorzystać i za namową przyjaciół założył w Krakowie szkołę fechtunku.

Prowadzona przez niego placówka szybko stała się popularna wśród krakowskiej młodzieży. Rochebrune szybko zyskał zaufanie swoich podopiecznych, których zaczął uczyć komend oraz regulaminu piechoty na wzór francuski. Do założonej przez niego szkoły zaczęli uczęszczać młodzi szlachcice, studenci i czeladnicy. Niestety, z powodu kontroli władz była niedostępna dla szerszych kręgów młodzieży i działała bardzo krótko. Jednak, jak trafnie podsumował Tokarz, „mimo to jej zawdzięczał swe powstanie jedyny karny i jako tako wyćwiczony oddział z obozu ojcowskiego”. Uczniowie Rochbrune’a tworzyli później kadrę podoficerską i oficerską w oddziale żuawów śmierci.

Francuz w Powstaniu Styczniowym

Na wieść o wybuchu powstania Rochebrune wraz z uczniami postanowił dołączyć do najbliższej partii powstańczej. To właśnie w gronie najwierniejszych wychowanków Francuza powstał pomysł na utworzenie oddziału, który wkrótce na polu bitwy miał się okryć nieśmiertelną sławą. 6 lutego 1863 roku Rochebrune wraz z wychowankami wyruszył do obozu Apolinarego Kurowskiego pod Ojcowem. Na miejscu francuski żołnierz został mianowany kapitanem (krótko później awansował na pułkownika), otrzymując polecenie sformowania kompanii strzelców. Jego oddział początkowo nosił nazwę żuawów, natomiast epitet „śmierci” dodano nieco później. Jak wspominał jeden z jego żołnierzy, Stanisław Grzegorzewski, Rochebrune, nazywając tak dowodzony przez siebie oddział, chciał „aby samem mianem i jakąś zewnętrzną charakterystyką wlać w nich przymioty zuchwałe pierwowzorów [tj. formacji francuskich żuawów – KK]”.

[ROCHEBRUNE 2: Apolinary Kurowski, fot. Walery Rzewuski, 1863, Biblioteka Narodowa]

Francuski dowódca, pragnąć nadać swojemu oddziałowi jak najwięcej cech regularnego wojska, zaprojektował dla swoich żołnierzy specjalne mundury. Były to czarne sukienne kamizelki z naszytym białym krzyżem oraz kurtki, tzw. żuawki. Należy podkreślić, że w obozie ojcowskim ów mundur zdążyło przygotować zaledwie kilka osób. Rochebrune, pragnąc ujednolić chociaż jeden element ubioru swojego oddziału, zdecydował się na sprowadzenie z Krakowa czerwonych fezów dla żołnierzy.

Francuski dowódca miał pierwszeństwo w wyborze ludzi do swojego oddziału. Dobierał wyłącznie tych silnych, zdrowych, mających własną broń oraz odpowiedni strój. Jego podkomendni prowadzili również szeroko zakrojoną akcję agitacyjną. Szukali w okolicy ochotników, którzy mogliby zasilić szeregi formacji. Wstępujących do żuawów śmierci zobowiązywano do złożenia specjalnej oddziałowej przysięgi – rekruci ślubowali, że „zginą lub zwyciężą”.

Moi żuawi!

Rochebrune wprowadził w swoich oddziale żelazną dyscyplinę. Bezwzględnie karał za najmniejsze przewinienia, usuwał z formacji nienadających się żołnierzy, degradował oficerów, którzy się nie sprawdzali, za wzorową służbę jednak awansował i wyróżniał. Francuz osobiście doglądał każdej sprawy związanej ze swoim oddziałem i był niezwykle drobiazgowy. Troszczył się o swoich żołnierzy. Do swoich podwładnych zwracał się, używając słów: „Mes zouaves!”, „Mes enfants!”, „Camerades!” („Moi Żuawi!”, „Moje Dzieci!”, „Towarzysze”). Choć intensywne szkolenie było krótkie i trwało kilka dni, stworzony przez Franciszka Rochebrune’a 1. Pułk Żuawów Śmierci był jednym z najlepiej przygotowanych do walki oddziałów powstańczych, które formowały się w ojcowskim obozie.

Chrztem bojowym żuawów okazała się bitwa pod Miechowem stoczona 17 lutego 1863 roku. Kurowski, zagrożony osaczeniem swojego oddziału przez siły rosyjskie, spróbował zwrotu zaczepnego i uderzył na Miechów, gdzie stacjonował garnizon rosyjski. Mimo heroicznego poświęcenia powstańców bitwa zakończyła się sromotną klęską. Polskie oddziały wycofywały się z miasta w pośpiechu i chaosie. Żuawi, którzy pierwsi weszli do Miechowa, ostatni też go opuścili. Jak wspominał jeden z powstańców Filip Sanbra Kahane, „gdy ten dzielny pułkownik zobaczył, że ze 150 żuawów zostało nas kilkunastu, zasłonił sobie oczy – rzewnie zapłakał, wyrzekając na Kurowskiego”.

Nie jest do dziś wyjaśnione, co się działo z Francuzem tuż po zakończonej bitwie. Według wspomnień siostry Emanuela Moszyńskiego w nocy z 17 na 18 lutego 1863 roku Rochebrune miał być w Krakowie. Natomiast Sanbra Kahane wspominał, że dowódca żuawów pozostał ze swoimi żołnierzami, do których przyłączyło się ok. 40 powstańców. Wraz z nimi Rochebrune miał wyruszyć w kierunku lasów świętokrzyskich. Na wieść o tym, że wojska rosyjskie mogą w każdej chwili uderzyć na tę grupę, kazał jednak zebranym pójść w rozsypkę, aby bez zwracania na siebie uwagi udać się do miejsca przeznaczenia. Francuz pojawił się w Krakowie ok. 20 lutego 1863 roku. Tam wystawił swoim poległym żołnierzom dokumenty dotyczące przebiegu ich służby, które następnie przesłał ich rodzinom.

Rochebrune z resztką pozostałych przy życiu żuawów podjął działania zmierzające do wskrzeszenia pułku. Wieści o bohaterskiej postawie i waleczności oddziału pod dowództwem Francuza szybko się rozeszły i ochotników nie brakowało. Rochebrune nie uległ jednak pokusie przyjmowania wszystkich chętnych do swojego oddział i nie zmienił surowych kryteriów doboru kandydatów. Przyjmował wyłącznie tych, którzy spełniali określone wymagania i którym mógł zapewnić broń palną. Sformowana przez niego jednostka liczyła tym razem dwustu–czterystu żołnierzy.

Dalsze losy Rochebrune’a

Dowódca żuawów, gdy dowiedział się o działaniach Mariana Langiewicza, postanowił wraz z podkomendnymi udać się do jego obozu, który znajdował się w Goszczy. Żuawi śmierci brali udział w potyczce pod Szczepanowicami (13 marca) oraz bitwach pod Chrobrzem (17 marca) i Grochowiskami (18 marca). W tej ostatniej ponadtrzytysięczne zgrupowanie wojsk gen. Langiewicza w całodniowym boju walczyło z równie licznym korpusem rosyjskim gen. Ksawerego Czengeriego. Walki były niezwykle krwawe. Po zakończonej bitwie Langiewicz postanowił podzielić swój oddział, a sam przedostać się incognito do Galicji. Przed wyjazdem awansował Rochebrune’a na stopień generała brygady. Francuz zachował się niezbyt honorowo i właściwie bez pożegnania opuścił swój oddział, udając się do Krakowa. Jego odjazd zadał silny cios żuawom, którzy przestali tworzyć odrębną jednostkę i zostali wcieleni do innych partii powstańczych.

Rochebrune przybył do Krakowa 20 marca 1863 roku. Po upadku dyktatury Langiewicza rozgorzała między stronnictwami politycznymi walka o przejęcie schedy po dyktatorze. Francuz (z pewnością nie w pełni zdając sobie z tego sprawę) został wciągnięty w jedną z intryg politycznych, za którą stał dawny kapelan z obozu Mariana Langiewicza ks. Paweł Kamiński, który namówił Rochebrune’a do ogłoszenia się dyktatorem powstania i przeprowadzenia zamachu stanu. Ten wydał nawet odezwę, w której samowolnie ogłosił się generałem głównodowodzącym powstaniem. Z Francuzem spotkał się Władysław Bentkowski, który przedstawił niedorzeczność jego działań i wyperswadował mu pomysł objęcia tak ważnego stanowiska. Wkrótce Rochebrune wyjechał do Francji. Przybył do rodzinnej miejscowości, gdzie składano mu hołdy, nie kryjąc uwielbienia. Przedstawiciele Hotelu Lambert zorganizowali przyjęcie na jego cześć.

Rochebrune wrócił na ziemie polskie w kwietniu 1863 roku i został mianowany naczelnikiem wojskowym województwa krakowskiego. Otrzymał także zadanie sformowania legii cudzoziemskiej, jednak większość zagranicznych ochotników przybywających do Krakowa zaciągała się do oddziałów związanych z obozem Ludwika Mierosławskiego. Rząd Narodowy bardzo szybko zdymisjonował Francuza z powodu jego zbyt wygórowanych żądań – Rochebrune chciał wypłacenia żołdu na pół roku z góry oraz całkowitego umundurowania jego oddziału. Były dowódca żuawów śmierci jeszcze w czerwcu 1863 roku miał ponownie wrócić do rodzinnej miejscowości, wyjechał też do Stambułu i Tulczy, gdzie bezskutecznie szukał zagranicznych ochotników do walki w polskim powstaniu. Pod koniec 1863 roku Rząd Narodowy odebrał mu uprawnienia dowódcze.

Znowu w walce

Krewki Francuz po raz ostatni przybył na ziemie polskie pod koniec lata 1863 roku, aby wziąć udział w wyprawie na Ruś, przygotowywanej przez Edmunda Różyckiego, który w połowie lipca tegoż roku został mianowany generałem brygady oraz naczelnym wodzem sił zbrojnych na Rusi. Rochebrune objął pod bezpośrednią komendę jeden z oddziałów. Sława, jaką zdobył wcześniej, powodowała, że pod jego rozkazy napływało coraz więcej ochotników. W pewnym momencie, aby zapobiec ciągłym przenosinom żołnierzy do oddziału Francuza, rozpuszczono plotkę, że Rochebrune wyjechał.

W dowodzonej przez niego jednostce pojawiali się także jego dawni żołnierze. Francuz, podobnie jak w przypadku żuawów śmierci, wprowadził w swoim oddziale surową dyscyplinę i wzorowy porządek. Dbał o podległych mu żołnierzy, osobiście zabiegając o jak najlepsze umundurowanie oraz uzbrojenie. Mimo to dosyć szybko doszło do konfliktu między nim a podkomendnymi. Sam Rochebrune był także bardzo niecierpliwy, kilkakrotnie grożąc odejściem, jeżeli planowana wyprawa nie dojdzie „od razu” do skutku. Ostatecznie z ośmiu oddziałów planowanych przez gen. Edmunda Różyckiego w pełnej gotowości były cztery. Siły liczące łącznie 2 tys. żołnierzy miały wkroczyć na Ruś, wzmacniając powstańców w województwie lubelskim. Wyprawa wyruszyła w nocy z 29 na 30 października 1863 roku, od samego początku borykając się z licznymi przeciwnościami, i ostatecznie zakończyła się niepowodzeniem. Sam Rochebrune, skłócony z oficerami i żołnierzami, „zdarł z siebie mundur jeneralski, oddał pałasz, ofiarowany mu przez Francyę – Komorowskiemu – i porzucił Polskę na zawsze”.

Po opuszczeniu oddziału Rochebrune’owi została udzielona dymisja ze sprawowanych funkcji wojskowych. Francuz twardo się temu przeciwstawił, wysyłając dwa listy do Wydziału Wojny Rządu Narodowego w styczniu 1864 roku. Podjęta przez Rząd Narodowy decyzja była jednak ostateczna. W specjalnym liście do Francuza podziękowano za jego służbę, zapewniając przy tym, że jego „zasługi są należycie docenione, nigdy o nich nie zapomnimy, oświadczamy to Panu w imieniu Polski”. Po otrzymaniu dymisji Rochebrune opuścił Galicję, najpewniej przed momentem ogłoszenia stanu oblężenia, co nastąpiło 29 lutego 1864 roku.

Niewiele wiemy o późniejszych losach byłego dowódcy żuawów śmierci. Miał powrócić do ojczyzny i osiedlić się w Chambéry, gdzie został zatrudniony w przedsiębiorstwie handlowym albo założył własny sklepik. W 1866 roku został oskarżony o przywłaszczenie pieniędzy w czasie powstania, choć nie wiemy, jak zakończyła się ta sprawa. Francuz nie zapomniał o Polsce i pisał od czasu do czasu okolicznościowe artykuły prasowe dotyczące sprawy polskiej. Po raz ostatni mundur żołnierza przywdział podczas wojny francusko-pruskiej w latach 1870–1871. Brał udział w obronie oblężonego przez wojska pruskie Paryża. Ostatni bój stoczył w drugiej bitwie pod Bunzenval (19–20 stycznia 1871), gdzie zginął od pruskiej kuli. Śmierć jednego z najwaleczniejszych dowódców powstania styczniowego odnotowała także prasa polska, przytaczając jego zasługi dla sprawy polskiej.

Trudno jednoznacznie ocenić przymioty charakteru Rochebrune’a. Można powiedzieć, że miał tyle samo wad, ile zalet. Nie można mu odmówić odwagi, talentu organizacyjnego oraz charyzmy, dzięki której zdobył szacunek i oddanie swoich podwładnych. Choć trzymał żołnierzy żelazną ręką i karał za najmniejsze nieposłuszeństwo, kochał ich ojcowską miłością, dbał o nich i doskonale potrafił oddziaływać na ich psychikę. Po każdej skończonej bitwie uszczęśliwiony dowódca całował swoich podwładnych i płakał z radości, zachęcając do dalszej walki o wolność.

Jednocześnie był to człowiek próżny, lubiący hołdy oraz odznaczenia. Humorzasty, potrafił obrazić się o błahostkę, aby następnie zrezygnować z pełnionego stanowiska. Doskonale sprawdzał się na polu bitwy, jednak praca w sztabie i ślęczenie nad mapami wyraźnie przerastały jego możliwości. Miał cięty język i prawie zawsze uważał swoją rację za najważniejszą. Na koniec warto dodać, że jedna z ulic w Paryżu została nazwana jego nazwiskiem.