logo

Historia jednej rzeczy

Poniższe teksty ukazały się pierwotnie na mediach społecznościowych 160. rocznica Powstania Styczniowego prowadzonych przez Muzeum Historii Polski w ramach obchodów 160 rocznicy Powstania Styczniowego.

457510906_478465421823659_5911689651514484746_n

Zegarek Romualda Traugutta

Wraz ze śmiercią Romualda Traugutta, która nastąpiła na stokach Cytadeli Warszawskiej w dniu 5 sierpnia 1864 r., zaczęła rodzić się jego legenda. To właśnie wtedy, gdy władze carskie odczytywały wyrok śmierci, po raz pierwszy wszyscy zebrani dowiedzieli się jaką ważną rolę dla podtrzymania ruchu powstańczego pełnił Romuald Traugutt. Zachowując się do ostatnich chwil swojego życia, niezwykle spokojnie i godnie, dyktator powstania wzbudzał podziw, który dał początek jego legendzie, która trwa do dnia dzisiejszego. Choć na przestrzeni 16 dekad dokonała się jej ewolucja z bohatersko-hagiograficznej do prezentacji jego osoby z bardziej „ludzkiej” strony, Romuald Traugutt do dziś jest jednym z największych symboli powstańczej walki z lat 1863-1864. Po ostatnim przywódcy Powstania Styczniowego, pozostało niewiele pamiątek osobistych. O części z nich takich jak okulary czy portfelu-etui już wspominaliśmy. Dziś prezentujemy kopertę zegarka kieszonkowego, która miała należeć do Romualda Traugutta. Koperta została wykonana ze srebra bądź białego metalu i mosiądzu. Na jej wieczku widocznych jest 12 czarnoemaliowanych cyfr rzymskich. Na pokrywie mechanizmu wygrawerowano napisy „Cylindre dix rubis/ J-s Calame Robert/ Geneve”. Nie zachował się mechanizm w środku, w tym tarcza i wskazówki. W 2018 r. zegarek został podarowany Muzeum X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej, gdzie do dziś jest prezentowany.

Portfel Romualda Traugutta

Ważną rolę w życiu Romualda Traugutta pełniły kobiety. Ukochana babcia Justyna Błocka zastępowała mu zmarłą matkę, ucząc młodego Romualda prawd wiary katolickiej oraz historii Polski. Miłością, niemal od pierwszego wejrzenia, była dla niego córka warszawskiego jubilera Anna Pikiel, z którą zawarł związek małżeński. Owocem ich miłości był syn oraz dwie córki. Niestety, w 1860 r. rodzinne szczęście zostało przerwane przez śmierć Anny i maleńkiego synka. Po śmierci swojej żony, Romuald myślał o oddaniu się służbie Bogu jako kapłan, ale odwiódł go od tego planu spowiednik, zalecając mu służbę wobec Ojczyzny oraz swoich dzieci. Drugą żoną Traugutta została Antonina Kościuszkówna, z którą był związany do końca swojego życia. Chcąc mieć swoich bliskich zawsze przy sobie, pod koniec 1862 r. zlecił wykonanie pamiątkowego zdjęcie swojej żony, córek i syna (z drugiego małżeństwa). Fotografie nosił w małym portfelu-etui. Dowodząc całym ruchem powstańczym, z pewnością nie raz zerkał na swoich najbliższych. W jednym z ostatnich listów, pisanych do swojej ukochanej żony pisał: „rozmawiałbym z Tobą bez końca, ale muszę kończyć, dodam więc tylko jeszcze, że Cię kocham o ile tylko to jest w mocy ludzkiej”. Na chwilę przed egzekucją na stokach Cytadeli Warszawskiej, przekazał portfel z wizerunkami swoich ukochanych, swojemu spowiednikowi. Ta bezcenna pamiątka do dziś jest przechowywana w Muzeum im. ks. Józefa Jarzębowskiego w Sanktuarium Maryjnym w Licheniu.

453107987_6629479522619_5945805903965961612_n
Historia jednej rzeczy

Rozkaz Mariana Langiewicza

160 lat po Powstaniu Styczniowym, oryginalne rozkazy i dokumenty walczących dowódców należą do rzadkości. Rozkazy w trudnych realiach powstańczej walki były pisane na dostępnych skrawkach papieru, najczęściej w pośpiechu, aby jak najszybciej przekazać je kurierowi. W razie zagrożenia schwytania kuriera lub kurierki przez Rosjan, dokumenty musiały być bezwzględnie zniszczone. Doskonale taka sytuacja została oddana w „Wiernej Rzece” Stefana Żeromskiego. W powieści jest przedstawiona dramatyczna scena, gdy fikcyjna postać Huberta Olbromskiego przewożąc tajne dokumenty zostaje zaskoczona przez rosyjskich dragonów. Olbromski broniąc się bohatersko, rzuca torbę z dokumentami do rzeki, ponosząc przy tym śmierć. Prezentowany tutaj rozkaz został napisany przez dyktatora powstania Mariana Langiewicza i należy do kolekcji Roberta Osińskiego. Na dokumencie możemy zobaczyć jego charakterystyczna pieczęć dyktatorską z herbami Polski i Litwy. Treść rozkazu prezentujemy poniżej. Zachowano pisownię oryginalną.

Szanowny Obywatelu Pułkowniku

Zwracam się raz wtóry z prośbą byś polecił Pan odpowiedzialnemu Oficerowi zbadać sprawę Obywatela Zacharskiego. Chodzą wiadomości iż został on wybity do nogi za sprawą okolicznych chłopów poduszczonych przez miejscowego popa. Jednak żadne wiarygodne raporta jak dotąd do Władz Narodowych nie doszły. Polecam uwadze Pana tę sprawę jako nie znoszącą zwłoki.

[nazwa miejsca nieczytelna] 18 marca 1863, Marjan Langiewicz

Fez Żuawa Śmierci

Mundury Żuawów Śmierci były jednymi z najbardziej niezwykłych ubiorów powstańczych. Ta niezwykła formacja została założona przez francuza Franciszka Rochebrune, który wzorował swoją jednostkę na francuskich oddziałach Żuawów. Oddział Żuawów Śmierci brał udział w bitwie pod Miechowem, Szczepanowicami, Chrobrzem i Grochowiskami wysławiając się męstwem w boju, ale także niestety ponosząc wysokie straty. Francuski dowódca, pragnąć nadać swojemu oddziałowi jak najwięcej cech regularnego wojska, zaprojektował dla swoich żołnierzy specjalne mundury. Były to czarne sukienne kamizelki z naszytym białym krzyżem oraz kurtki, tzw. żuawki. Należy podkreślić, że w początkach organizacji formacji (luty 1863 r.) charakterystyczny mundur zdążyło sobie zapewnić zaledwie kilka osób. Rochebrune, pragnąc ujednolić chociaż jeden element ubioru swojego oddziału, zdecydował się na sprowadzenie z Krakowa czerwonych fezów dla żołnierzy. Fezy oficerskie były obszyte barankiem z długim włosem. Jeden z takich fezów znajduje się w zbiorach Muzeum Wojska Polskiego i należał (wraz z mundurem) do Franciszka Pszczółkowskiego (1842-1876). Fez jest wykonany z aksamitu koloru czerwonego, z otokiem z białego baranka, z chwastem białych jedwabnych nici. Tradycje oddziału Żuawów Śmierci, do dziś kultywuje GRH „Pułk Żuawów Śmierci” z Busko-Zdroju.

Historia jednej rzeczy_Fez Żuawa Śmierci
Historia jednej rzeczy_Matka Boska z dzieciątkiem_1

Medal „Towarzysz Broni 1863/64”

W trakcie Powstania Styczniowego, władze powstańcze nie nadawały odznaczeń za heroiczne czyny na polach bitew i potyczek. Zdarzały się jednak przypadki, że powstańczy dowódcy nadawali krzyże Virtutti Militari, które były im przekazane przez byłych weteranów Powstania Listopadowego. Po upadku powstania, chęć upamiętnienia powstańczych walk wśród dawnych towarzyszy broni była bardzo żywa, która objawiała się nie tylko w postaci licznych pamiętników czy fotografii, ale także pewnego medalu. Z okazji 25-lecia wybuchu Powstania Styczniowego, z inicjatywy weteranów został zaprojektowany i wykonany we Lwowie przez Aleksandra Andrzeja Schindlera medal pamiątkowy „Towarzysz Broni 1863/1864”. Schlinder był grawerem, rytownikiem i medalierem. W 1884 r. założył we Lwowie zakład „Pod Pieczęcią”, gdzie wykonywał głównie medale w brązie i srebrze. Odznaczenie było wykonane ze srebra lub białego metalu, o średnicy 3,6 cm. Na rewersie był przedstawiony polski orzeł z koroną na tle tarczy. W tle tarczy zostały umieszczone motywy związane z powstańczą bronią – kosą, szablą, mieczem, karabinem, armatą z kulami. Nad tarczą znajduje się hełm rycerski z pióropuszem. Na awersie natomiast znajdował się napis „Towarzysz Broni 1863/64” otoczony wieńcem dębowo-laurowym. Warto dodać, że byli weterani powstania styczniowego, nabywali ten medal we własnym zakresie. Dopiero po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, przystąpiono do nadawania państwowych odznaczeń dla uczestników powstania. Wspomniany na początku krzyż Virtutti Militari otrzymało łącznie 59 byłych powstańców styczniowych, w tym dwóch obcokrajowców – Szwed Wilhelm Unmann oraz Francuz Leon Bonhomme.

Matka Boska z Dzieciątkiem

Tysiące mężczyzn i kobiet, którzy brali udział w walce z rosyjskim zaborcą w latach 1863-1864, swoją patriotyczną postawę przypłaciło więzieniem. Warunki pobytu w carskich więzieniach zlokalizowanych na terenie Królestwa Polskiego oraz Rosji były bardzo zróżnicowane. W wspomnieniach byłych powstańców możemy znaleźć opisy, w których chwile spędzone za murami były całkiem znośne. Często jednak natrafiamy na relacje, gdzie pobyt w więzieniu był jednym z najbardziej traumatycznych przeżyć powstańca. Jednym z uczestników zrywu z lat 1863/64, który trafił do więzienia w Żytomierzu był 18-letni Ignacy Wieczfiński. W trakcie swojego uwięzienia wykonał z chleba płaskorzeźbę z Matką Boską i Dzieciątkiem, którą ułożył w jasnej tekturce oraz w ramce z metalu w koloru mosiężnym. Z tyłu swojego dzieła zamieścił kartkę z następującym napisem: „D. 1 Sierpnia 1863 R. / Z Więzienia / Ofiaruję własnoręczne / pracę Najukochańszemu / bratu. / Kochający brat Igna. Wie. / Żyttomierz”.  Płaskorzeźba została wykonana dla brata Władysława. Młody powstaniec po pobycie w więzieniu został „osiedlony pod nadzorem” w guberni irkuckiej, a jego dalsze losy nie są znane. Matka Boska z Dzieciątkiem jest jedną z najbardziej unikalnych pamiątek z okresu Powstania Styczniowego, którą od 2024 r. w swoich zbiorach posiada Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku.

Historia jednej rzeczy_Matka Boska z dzieciątkiem_post1
Historia jednej rzeczy_Manierka_post_1

Manierka Edmunda Różyckiego

Zwyczaj ofiarowania dowódcom pamiątek przez swoich żołnierzy lub wdzięczne społeczeństwo ma długoletnią tradycję. Wodzowie, którzy zapisali się pozytywnie w pamięci swoich podwładnych otrzymywali od nich ciekawe artefakty, które miały świadczyć o przywiązaniu wiarusów do dowódcy. Jedną z takich pamiątek otrzymał w 1864 r. Edmund Różycki – jeden z dowódców powstańczych, który dowodził Jazdą Wołyńską oraz objął naczelne dowództwo powstania na Rusi. Ten uzdolniony żołnierz stoczył zwycięskie bitwy pod Mikropolem, Wyrobijówką i Leszkami. Przedstawiona tutaj srebrna manierka została ofiarowana Edmundowi Różyckiemu w Paryżu, w dniu jego imienin 16 listopada 1864 r.  Jej kształt jest zbliżony do kwadratu. Na jednej ze stron manierki przedstawiono wizerunek wodza z profilu z napisem „W ręce Twoje”. Różycki jest w niej przedstawiony z krótko przyciętą brodą, którą nosił w trakcie powstania. Natomiast na drugiej stronie wyryto fragment potyczki wojsk powstańczych z kozakami. Na zatyczce manierki umieszczono napis „Wojsko Narodowe Pułk Jazdy Wołyńskiej” oraz datę „1863” i herb powstańczy z Orłem, Pogonią i św. Michałem Archaniołem. Manierka została wykonana w pracowni złotniczej w Monachium. Artefakt należy obecnie do zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie.

Karabin Apolinarego Kurowskiego

Apolinary Kurowski to z pewnością jeden z najciekawszych dowódców Powstania Styczniowego. Na jego bardzo krytyczną ocenę rzutują klęski pod Miechowem oraz Opatowem – to właśnie one zadecydowały o powszechnej niechęci do niego. Kurowskiemu nie można odmówić jednak patriotyzmu i woli walki o wolną Polskę z wykorzystaniem różnych środków – przypomnijmy napady na kasy rosyjskie w początku powstania. Brakowało mu jednak wiedzy wojskowej, popełniał więc błędy, narażając na śmierć swoich ludzi. Jedną z pamiątek związaną z jego postacią jest należący do niego piękny sztucer kapiszonowy (myśliwski). Broń jest bogato zdobiona – możemy zobaczyć na niej liczne motywy roślinne, a na prawej stronie kolby znajduję się schowek z mosiężna klapką zdobioną sceną myśliwską. Sztucer posiada kaliber 16 mm, jest gwintowany z celownikiem klapkowym o trzech warstwach. Do broni został dołączony pas nośny wykonany ze skóry. Nie znamy odpowiedzi, czy Kurowski korzystał z niego w trakcie powstania styczniowego. Jedyne zachowane zdjęcie przedstawia go wyłącznie z pistoletem za pasem. Do 1929 r. broń znajdowała się w Muzeum Narodowym w Rapperswilu. Obecnie znajduję się w zbiorach Muzeum Wojska Polskiego, skąd zaczerpnięto opis i fotografie tego ciekawego powstańczego artefaktu.

Historia jednej rzeczy_Karabin Kurowskiego
Historia jednej rzeczy_Mundur Weterana

Mundur weterana Powstania Styczniowego

Niezwykle charakterystyczne są zdjęcia wiekowych weteranów Powstania Styczniowego. Starsi panowie i panie ubrani są w specjalnie zaprojektowane dla nich mundury, których wzór opracowano i wprowadzono do użycia w 1920 r. W projekcie z 1920 r. mundur o kolorze granatowym, składał się z kilku elementów, które stanowiła czapka, czamara bez naramienników, spodnie i płaszcz bez naramienników. Na czapce był umieszczony orzełek wzoru wojskowego. Na piersi orła była umieszczona litera W (skrót od „weteran”) a na tarczy data „1863”. W 1922 r. przygotowano nowy projekt munduru o kroju surduta. Wykonaniem mundurów dla weteranów zajmowały się Wytwórcze Zakłady Mundurowe w Warszawie, Poznaniu, Krakowie i Lwowie. Ze względu na trudną sytuację finansową wielu weteranów, państwo zapewniało dla nich corocznie bezpłatny komplet podstawowego umundurowania, natomiast raz na trzy lata płaszcz. Warto dodać, że w kwestii ubioru weterańskiego, mimo wprowadzonych zasad, nie do końca przestrzegana dyscypliny i istniało wiele indywidualnych wariantów weterańskich mundurów, zależnych od upodobania jego/jej właściciela. Weterani w swoich mundurach byli nierozłącznym elementem wielu wydarzeń o charakterze patriotycznym, biorąc udział w szeregu uroczystości państwowych. Ostatnie duże wydarzenie z udziałem maleńkiej grupki weteranów w ich charakterystycznym stroju miało miejsce 6 sierpnia 1939 r. na krakowskich Błoniach, zaledwie na parę tygodni przed wybuchem II wojny światowej.

Projekt karabinu powstańczego

„Z mojego miejsca widziałem także [Jana] Działyńskiego, stojącego na szyńczyku i strzelającego z prawdziwie budującym spokojem ze swego 16-tu strzałowego karabinu jak prosty żołnierz. (…) Kule krzyżując się uderzały w drągwinę oddaloną o jakie 80 kroków od szańca. Cięły gałęzie, korę, łupały wióry – słowem trudno sobie wyobrazić jakie spustoszenie w lesie taki dobrze utrzymany ogień wyrządzić może”. Tak wspominał tą niezwykle ciekawą broń jeden z powstańców Paweł Wyskota-Zakrzewski. Czym mógł być ten niezwykły karabin, który dzierżył w swoich dłoniach Działyński – miłośnik broni strzeleckiej i wynalazca? Był to prawdopodobnie amerykański karabin wielostrzałowy systemu „Henry’ego”, który był protoplastą słynnego winchestera. Działyński po zakończeniu Powstania Styczniowego, zaprojektował podobny karabin, którego ciekawe schematy i rysunki zachowały się w Bibliotece Kórnickiej. „Karabin wielostrzałowy” jak nazywał swój projekt Działyński, w magazynku dostawczym mógł pomieścić 22 naboje o kalibrze 12 mm. W konstrukcji zastosowano zamek ślizgowo-obrotowy umieszczony z lewej strony. Naboje trafiały same do komory zamkowej, będąc podawane na drogę zamka za pomocą wahliwej płytki, która w trakcie ruchu zamka w przód chowa się we wnętrzu jego trzonu. Projekt tego ciekawego karabinu, nigdy nie został zrealizowany.

Historia jednej rzeczy_Karabin Kurowskiego (1)
Historia jednej rzeczy_Krzyż

Krzyż Siedemdziesięciolecia Powstania Styczniowego

W styczniu 1933 r. w przedwojennej Polsce niezwykle uroczyście obchodzono 70 rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego. Żyło wówczas jeszcze 258 weteranów i weteranek, których traktowano z olbrzymim szacunkiem jako „żywe pomniki bohaterstwa”. W Belwederze Józef Piłsudski przyjął grupę weteranów, a w całym kraju odbywały się okolicznościowe akademie z udziałem polskiego społeczeństwa. Z inicjatywy Komitetu Obywatelskiego Obchodu 70-lecia Powstania Styczniowego w Warszawie, wykonano pamiątkowy Krzyż Powstania Styczniowego. Projekt odznaczenia wykonał Józef Świrysz-Ryszkiewicz. Na awersie krzyża umieszczono datę powstania oraz herby Polski (Orzeł), Litwy (Pogoń) i Rusi (Archanioł Michał) na jednej tarczy. Krzyż wykonano z żelaza i srebra. Był noszony na gładkiej ciemnoczerwonej wstążce na lewej piersi. Odznaczenie było nadane jednorazowo w 1933 r. Przyznano łącznie 258 pamiątkowych krzyży dla weteranów Powstania Styczniowego oraz 42 dodatkowe egzemplarze dla innych osób na specjalny wniosek weteranów. Do tego grona należała m.in. Aleksandra Piłsudska, Edward Śmigły-Rydz, Felicjan Sławoj Składkowski czy Władysław Dunin-Wąsowicz.

Pocztówka szwedzka z 1864 r.

„Za wolność naszą i waszą” – pod tym hasłem u boku powstańców styczniowych walczyli ochotnicy z niemal całej Europy. Do insurekcji przyłączali się Włosi, Francuzi, Niemcy, Rosjanie, Węgrzy, a nawet Szwedzi, pragnąc pomóc w walce z rosyjskim zaborcą. Motywacje zagranicznych ochotników były różne. Jak słusznie zauważa prof. Stefan Kieniewicz, „ochotników obcych wiodła do Polski chęć przygód i łatwej kariery wojskowej. Zawsze jednak wchodziła w grę oświadczana i wyznawana wiara w słuszność sprawy polskiej i gotowość poświęcenia się dla niej”. Jednym z takich ochotników był Szwed Wilhelm Unman (1841-1924), który wraz z dwójką kolegów w 1863 r. wstąpił w szeregi powstańców. Szwed dosyć szybko został schwytany i dłuższy czas spędził w rosyjskich więzieniach. Po wyjściu na wolność, ponownie zaciągnął się do oddziału powstańczego, walcząc do maja 1864 r. Przekraczając granicę prusko-rosyjską został schwytany przez Prusaków i wsadzony do więzienia. Poznał tam pewnego polskiego pułkownika Pankracego Wodziński, który ofiarował mu na pamiątkę przepiękną pocztówkę. Kartka posiada motyw orientalistyczny, co zapewne było nawiązaniem do przeszłości Wodzińskiego, który walczył w czasie wojny krymskiej w formacji kozaków ottomańskich. Rysunek przedstawia coś na podobieństwo bukietu kwiatów, z powstańczymi motywami. Zostają przedstawione sztandary powstańcze oraz kosy. Na dole kartki, w jej rogu znajduje się napis w języku francuskim: „Na pamiątkę mojemu przyjacielowi Wilhelmowi Unmanowi – Wodziński, pułkownik 1 pułku kozaków otomańskich. Widoczna jest także data „1863-64”. Kartka została wysłana z pruskiego więzienia dla brata Unmana, z prośbą o przekazanie jej matce.

Historia jednej rzeczy_Pocztówka szwedzka
Historia jednej rzeczy_Szabla Kality

Szabla Kality

„W imię Boga dobądź szabli A moskali wezmą diabli” – taki ciekawy napis można znaleźć na pamiątkowej szabli, która została ofiarowana przez przyjaciół jednemu z powstańczych dowódców – Karolowi Kalicie de Brenzenheimowi, ps. „Rębajło”. Z pewnością słowa te nie były napisane na próżno, ponieważ „Rębajło” był jednym z najlepszych dowódców powstańczych, którzy odnieśli kilka zwycięstw nad wojskami Moskali. Wymieńmy tutaj bitwę pod Iłżą, w której Rosjanie ponieśli dotkliwą porażkę w starciu z jego oddziałem.  Prezentowana na zdjęciu szabla została wykonana w 1864 r. Oprócz ciekawego napisu zachęcającego do walki z Rosjanami, został na niej umieszczony wizerunek Matki Bożej z napisem „Pod Twoją Obronę Uciekamy Się”. Długość szabli wynosi 840 mm, natomiast w pochwie 860 mm. Artefakt jest przechowywany w Muzeum Narodowym w Krakowie. Do Karola Kality należała także inna szabla, która znajduje się w zbiorach Muzeum Wojska Polskiego. Oprócz podobnego wizerunku Matki Bożej, zamieszczono na niej także podobiznę Tadeusza Kościuszki. Obie postacie są inkrustowane złotem. Zamieszczono także ciekawy napis, który brzmi „W Twoją dzielną bitną dłoń- wdzięczni bracia dają broń – bij jak dotąd dzielnie wroga – za Ojczyznę w imię Boga”. Szabla jako upominek została ofiarowana „Rębajle” według zamieszczonego na niej opisu przez „życzliwych rodaków” w 1864 r.

Zdjęcie Żuawów Śmierci

Pewnego kwietniowego dnia 1863 roku grupka weteranów bitew pod Chrobrzem i Grochowiskami postanowiła uwiecznić swoje wizerunki na grupowej fotografii. Kilkanaście osób udało się w tym celu do słynnego krakowskiego fotografa Walerego Rzewuskiego (1837–1888), który wykonał jedno z najsłynniejszych zdjęć z czasów Powstania Styczniowego. Zdjęcie Żuawów Śmierci, przez pewien czas było uważane za pierwsze polskie zdjęcie wojenne. Grupą insurgentów byli żuawi śmierci, którzy na potrzeby fotografii wystąpili w swoich charakterystycznych czarnych mundurach z białym krzyżem na piersi oraz czerwonymi fezami na głowach. Zdjęcie zatytułowane „Żuawi skubiący gęś” lub „Żuawi w obozie” zostało wykonane na podwórzu domu Adama Stattlera przy ul. Wesołej 29 w Krakowie. O tym, jak powstał zdjęcie żuawów, wspominał Stanisław Grzegorzewski, jeden z fotografowanych. Oto fragment jego relacji: „W tym czasie około Wielkiejnocy, przyszło któremuś z kolegów na myśl, abyśmy my żuawi, dali się fotografować w grupie. Tak się też stało. Walery Rzewuski, ówczesny krakowski fotograf, artysta i zacny patriota, przyjął myśl przychylnie i odfotografował nas, zdaje mi się, cztery razy na swoim podwórzu, ustawionych w grupach, niby po obozowemu. Na pamiątkę otrzymał każdy po jednym egzemplarzu każdej grupy, a reprodukcję jednej z dwóch, które jeszcze posiadam, zamieszczam w tej książeczce”.

Historia jednej rzeczy_Zdjęcie Żuawów_opcja1
Historia jednej rzeczy_Kosowóz

Kosowóz

Idée fixe Ludwika Mierosławskiego były kosowozy jego autorstwa. Pierwszy dyktator Powstania Styczniowego łożył ogromne środki finansowe, aby zrealizować swój pomysł „innowacyjnej” broni, która miała dokonać przełomu na polach powstańczych bitew. Pierwszy debiut tego „czołgu” miał miejsce już w 1848 r., w trakcie Powstania Wielkopolskiego. Już wówczas okazało się, że te dziwaczne machiny są właściwe bezużyteczne na polu walki. Mierosławski pozostał jednak głuchy na wszelkie słowa krytyki dotyczącego jego „niezwykłego” dzieła. Obejmując urząd dyktatora, powrócił do realizacji swojego pomysłu. Zamiast zająć się dowodzeniem, jego myśli i energię pochłaniała konstrukcja kosowozu, która była dla niego absolutnym priorytetem. Nieukończona „machina bojowa” nigdy nie została używa w walce z Rosjanami. Została porzucona po przegranej bitwie pod Krzywosądzem, a następnie doszczętnie zniszczona przez miejscowych chłopów. Jak wyglądał kosowóz? Był to pojazd, w którego wnętrzu mogło pomieścić się najprawdopodobniej 16 osób. Ochronę stanowiły materace, ścianki oraz tornistry-tarcze. Główną broń stanowiły wystające z bocznych burt kosy oraz obsadzone na drągach bagnety z przodu i tyłu wozu. Dodatkowe uzbrojenie miały stanowić karabiny umieszczone w środku tej wojennej machiny. Siłą napędową koswozów były osoby, które znajdowały się w środku machiny. Użycie bojowe „kosowzów” celnie podsumował Jacek Jaworski, pisząc: „Szlachetne mimo wszystko wysyłki Mierosławskiego oraz jego dziwolągi nie liczyły się z realiami pola bitwy, nie uwzględniały działania artylerii, odbierały żołnierzom swobodę ruchów i manewrów i jako takie stanowiły objaw przesadnej wyobraźni, uczciwego i bez skazy w prywatnym życiu, generała”.