Bitwa miechowska – 17 luty 1863 r.
Tekst został pierwotnie przygotowany (nie opublikowano go) na potrzeby portalu powstanie1863-64.pl, prowadzonym przez Muzeum Historii Polski w ramach obchodów 160 rocznicy Powstania Styczniowego.
Jedną z najbardziej znanych starć pierwszych tygodni Powstania Styczniowego stanowi bitwa pod Miechowem stoczona przez oddział powstańczy Apolinarego Kurowskiego (1818-1878).
Kurowski w początku powstania dokonał licznych wypadów na pograniczne rosyjskie komory celne i garnizony, zdobywając m.in. 80 000 rubli. Pełnił także funkcję naczelnika wojennego województwa krakowskiego. Na przełomie stycznia/lutego 1863 r. założył obóz powstańczy pod Ojcowem, ukryty w dolinie Prądnika, blisko granicy austriacko-rosyjskiej. W połowie lutego w obozie przebywało około 2000 ludzi, którzy odbywali ćwiczenia wojskowe. 14 lutego, do kwatery głównej dowódcy oddziału Apolinarego Kurowskiego doszła wiadomość, że w kierunku Ojcowa zmierza silne ugrupowanie wojsk rosyjskich. Rosjanie zamierzali doszczętnie rozbić polskich powstańców lub chociaż doprowadzić do wyparcia ich na terytorium zaboru pruskiego lub austriackiego.
Do rozprawy z powstańcami zostały wyznaczone dwa oddziały. Pierwszy z nich, zmierzający z Częstochowy pod dowództwem pułkownika Ostrowskiego, liczył 8 kompanii piechoty, 100 kozaków i 6 dział, łącznie ok. 1700 ludzi, który uzupełniono jeszcze o siły z garnizonu warszawskiego (4 kompanie piechoty gwardii i 4 działa). Ostatecznie dowództwo nad tym oddziałem przejął pułkownik Korf, a następnie generał Czerniecki (kwatermistrz armii okręgu wojennego warszawskiego). Drugi oddział stacjonował w Miechowie, pod komendą księcia Aleksandra Bagrationa. Jego formacja liczyła 7 kompanii piechoty, 2 plutony dragonów, 100 kozaków i 2 działa. Wojska rosyjskie stanowiły łącznie znaczną siłę 4100 ludzi. Ich celem strategicznym było całkowite unicestwienie obozu w Ojcowie, odcięcie wojskom powstańczych komunikacji z Krakowem oraz uniemożliwienie im ucieczki.
Kurowski, otrzymawszy informacje o planach nieprzyjaciela, szybko zdał sobie sprawę z grożącego mu niebezpieczeństwa. Wykluczył możliwość pozostania na miejscu w Ojcowie i podjęcie z wojskami carskimi bitwy obronnej. Kurowski planował przemieścić swój oddział na północy-wschód, aby połączyć swoje siły ze zgrupowaniem Mariana Langiewicza. Oddział tego ostatniego znajdował się pod Staszowem. Tego samego dnia, Kurowski rozkazał Wojciechowi Cybulskiemu, który stacjonował w pobliskiej Skale, udanie się z połową swojego oddziału w kierunku Wolbromia, w którym pojawiły się rzekomo siły rosyjskie. Po dotarciu na miejsce, Cybulski nie zastał jednak nieprzyjaciela. Miał już wracać do obozu w Ojcowie, gdy otrzymał depeszę od Kurowskiego, aby pozostał na miejscu do otrzymania dalszych rozkazów.
W międzyczasie, tj. 16 lutego 1863 r., powstańcy otrzymali informację o opuszczeniu rankiem tego dnia Miechowa przez siły ks. Bagrationa. Książę, spodziewając się możliwego ataku powstańców na to ważne strategicznie i komunikacyjne miasteczko, wyruszył z Miechowa dopiero po otrzymaniu posiłków z Kielc, które liczyły 2 kompanie piechoty. Te siły zostały zakwaterowane w koszarach, które mieściły się w miechowskim klasztorze. Poza nimi w Miechowie pozostała pewna ilość 7. batalionu strzelców oraz pomocnicze drużyny tej jednostki tj. szeregowcy przydzieleni do szwalni, warsztatów, pociągów itp., 361 objeszczyków [konny strażnik pilnujący granicy Imperium Rosyjskiego w XIX–XX wieku] wraz z 80 oficerami, 20 kozaków oraz komenda inwalidów i żandarmi. Siły rosyjskie w Miechowie liczyły łącznie około 800 żołnierzy. Pieczę nad wojskami carskimi pozostałymi w miasteczku, sprawował major Niepienin oraz jego pomocnik kapitan Giro. Warto dodać, że w magazynach miechowskich przechowywano sporą ilość amunicji, broni oraz gotówki. Rosjanie doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że należy bronić Miechowa za wszelką cenę i nie dopuścić do jego zdobycia przez polskich powstańców.
Otrzymawszy informację o opuszczeniu Miechowa przez Rosjan, Kurowski podjął błyskawiczną decyzję o ataku na miasteczko sądząc, że znajdują się w nim drugorzędne i małowartościowe jednostki wojsk carskich, liczące około 400 żołnierzy. Polscy powstańcy nie wiedzieli, że książę Bagration, opuszczając miasto, zostawił w nim wspomniane wyżej posiłki z Kielc, przez co wojsk nieprzyjacielskich było dwa razy więcej niż przypuszczano. Wśród polskich powstańców panował entuzjazm na starcie z nieprzyjacielem. Zdobycie miasta pozwoliłoby powstańcom doposażyć się w broń, zdobyć kasy rządowe czy uwolnić polskich poborowych, którzy byli przetrzymywani w miechowskim klasztorze. Poza tym udany atak na Miechów i jego zdobycie mogło nieść ze sobą duży rozgłos propagandowy, zachęcający mieszkańców do wsparcia działań powstańczych.
Oddział Kurowskiego, składający się z dwóch kompanii strzelców (po 160 żołnierzy), kompanii Żuawów (122-160 ludzi), dwóch kompanii kosynierów (240 osoby) oraz około 100 kawalerzystów wyruszył z Ojcowa w kierunku Skały ok. godziny 14.30. Cel wyprawy był tajemnicą. Dopiero po dotarciu do Skały, kapelan oddziału ks. Serafin Szulc uświadomił powstańców o celu ataku. Jak sam wspominał: przemówiłem do wojska ogłaszając publicznie wyprawę na Miechów. Oświadczyłem im, że tam dziś rozpoczęto czterdziestogodzinne nabożeństwo i, że starać się powinniśmy, ażeby go jutro, w ostatni wtorek, zakonkludować zwycięskim śpiewem „Te Deum laudamus” w kościele miechowskim.
W trakcie postoju w Skale, Kurowski dowiedział się, że książę Bagration po przybyciu do Słomnik rozdzielił swoje siły na dwie części – jedna wyruszyła w kierunku Michałowic, natomiast druga przez Iwanowice do Skały. Pierwotnym założeniem Kurowskiego był marsz główną drogą na Miechów, przez Iwanowice do Słomnik. Chcąc jednak uniknąć spotkania z siłami rosyjskimi, postanowił maszerować dalej przez polne drogi w kierunku na Minogę i Czaple Wielkie. Kurowski wysłał również wiadomość podległemu mu oddziałowi pod dowództwem W. Cybulskiego, który stacjonował w Wolbromiu, aby udał się w stronę Miechowa i przybył tam 17 lutego 1863 r. o godzinie 05.00 rano, aby wziąć udział w ataku na miasteczko.
Powstańcy maszerowali do Czapli Wielkich przy opadach śniegu, przy siarczystym mrozie, brodząc w zaspach. Sama okolica, poprzecinana licznymi pagórkami i wzniesieniami, utrudniała szybki pochód. Jak wspomniał jeden z powstańców, w drodze do Czapel Wielkich: śnieg wielki upadł, mróz dokuczał, marsz po górach, dołach był przykry, manowcami i krętymi drogami trzeba było przechodzić, i to w nocy. Marsz oddziału odbywał się czwórkami. Na przodzie i po bokach była jazda. Natomiast ariergardę stanowili Żuawi Śmierci. 15-kilometrowy odcinek od Skały do Czapli Wielkich przebyto w 7-8 godzin, a żołnierze po dotarciu na miejsce (ok. godz. 1.00 w nocy 17 lutego 1863 r.) byli padnięci z wyczerpania. Na miejscu powstańcy otrzymali posiłek oraz kilka godzin na odpoczynek. W Czaplach Wielkich miało nastąpić spotkanie z oddziałem pod dowództwem Cybulskiego. Niestety jego formacja, ze względu na złe wyliczenie czasu marszu, zgubienie drogi i trudne warunki pogodowe, nie dotarła na miejsce o umówionej porze. Pewnym wsparciem dla oddziału Kurowskiego było pojawienie się małej formacji Józefa Adama Grekowicza, która dołączyła do jego armii.
Powstańcy, wyczekując na oddział Cybulskiego, stracili właściwie najlepszą okazję do ataku, który największe szanse powodzenia miał w nocy. Chcąc wykorzystać ostatnie chwile panującego zmroku, zadecydowano o rozpoczęciu marszu na Miechów, który nastąpił o godzinie 5.00 rano 17 lutego 1863 r. Miasteczko było położone w kotlinie utworzonej przez dopływ Szreniawy i otoczonej dookoła wzgórzami, które od strony południowo-zachodniej i wschodniej tworzyły dosyć głębokie wąwozy. Ze strony, której szedł Kurowski ze swoim oddziałem, tj. od szosy krakowskiej, po jej lewej, znajdował się na wzgórzu cmentarz otoczony dokoła murem z murowaną kaplicą św. Barbary. Była to kluczowa pozycja do ataku, jeżeli szturm na miasto miał być przeprowadzony z tej strony.
Zatrzymawszy się w odległości 3 km od miasta, Kurkowski wydał ostatnie rozkazy. Dowódca rozkazał atakować Miechów z dwóch stron, od strony południowej – od szosy krakowskiej – i od wschodu z kierunku drogi do Skalbmierza. Na lewym skrzydle umieszczono większą część strzelców, grupę kosynierów, mały oddział jazdy pod dowództwem Ludwika Miętty-Mikołajewicza oraz większą połowę Żuawów Śmierci na czele z Rochebrune’em. Natomiast na prawym skrzydle umieszczono większy oddział jazdy pod komendą Edwarda Brudzewskiego-Nałęcza, pozostałych Żuawów oraz część strzelców dowodzonych przez Władysława Niewiadomskiego. Obwód stanowił oddział kosynierów i mały oddział Grekowicza. Atak na miasto miało rozpocząć silniejsze ugrupowanie, które umieszczono na lewym skrzydle.
Garnizon rosyjski został nieco wcześniej poinformowany o koncentracji wojsk powstańczych przez własne czujki oraz poprzez informację udzieloną przez jednego z okolicznych chłopów. Żołnierze carscy obsadzili cmentarz, domy, koszary, rynek oraz klasztor, czyli strategiczne miejsca obrony miasta, będąc w pełnej gotowości do odparcia ataku powstańców. Krótko przed samą bitwą miało dojść do krótkiego starcia czujek powstańczych z kozakami, w trakcie którego zraniono lancą jednego z Żuawów Śmierci.
Kurowski, mimo że dostawał sygnały o tym, że Rosjanie byli poinformowani o mającym nastąpić ataku powstańców, nie podjął żadnych dodatkowych czynności zwiadowczych oraz nie zmienił swojego pierwotnego planu. Starcie pod Miechowem rozpoczęło się od potyczki jazdy polskiej pod dowództwem Ludwika Miętty-Mikołajewicza z objeszczykami oraz kozakami, którzy ruszyli za nimi w pogoń w kierunku miasteczka. Gdy polscy kawalerzyści zbliżali się do zabudowań Miechowa, panowała w nim zupełna cisza. Wydawało się, że miasteczko nie było przez nikogo strzeżone. Gdy jednak polska jazda pojawiła się w okolicach cmentarza, nagle dostała się ona pod silny ostrzał, ponosząc straty i została zmuszona do odwrotu.
W tym momencie Kurowski rozkazał Rochebrunowi ruszyć naprzód i zamiast pierwotnego planu, który zakład atakowanie miasteczka od strony południowo-zachodniej, a nie po szosie krakowskiej, nakazał Francuzowi atakować cmentarz. Rochebrune zaskoczony tą zmianą planów, powiedział Kurowskiemu, że musi się do tego przygotować i zmienić ustawienie swojego oddziału. Główny dowódca rozkazał bezwzględnie wykonać mu rozkaz, grożąc w innym przypadku uznaniem go za tchórza. Rochebrune, usłyszawszy taką obrazę, miał się wściec. Rzucił swój pałasz na ziemię i z samym kijem w ręku krzyknął: en avant Polonais! [franc. Naprzód Polacy!].
Rochebrune dowodzony przez siebie oddział podzielił na dwie części. W tyralierę posłał na przodzie dwa półplutony pod dowództwem Jana Tomkowicza i Emanuela Moszyńskiego. Pozostała część Żuawów, ściśnięta w kolumnę wraz z innymi jednostkami, ruszyła za tyralierą. Zmierzając w kierunku cmentarza, w pewnej chwili kule rosyjskie ugodziły śmiertelnie obu krakowskich wychowanków Rochebrune’a. Po podejściu pod sam wał cmentarza michowskiego, Rochebrune ustawił swoich Żuawów w formację bojową. Gdy pozostałe oddziały zbliżyły się do wału, Francuz kazał kilku Żuawom wejść na szczyt wału, aby mogli rozeznać sytuację. Jednakże, jak wspominał jeden z jego podwładnych Edward Webersfeld, w pewnym momencie: gorąca krew zapaleńca przemogła w nim względy na własne bezpieczeństwo i kilku skokami znalazł się na wale. Nie dostrzegał widocznie nic podejrzanego, bo zakomenderował: „Zuaves de mort! Par gimnastique en avant!” [fr. Żuawi Śmierci! Krokiem gimnastycznym naprzód!]
Walka, która toczyła się na terenie cmentarza, była bardzo ciężka. Rosjanie doskonale poukrywali się za mogiłami, nagrobkami oraz drzewami. Nie marnując pocisków na pojedynczych przeciwników, żołnierze carscy czekali na pojawienie się większego zgrupowania, aby następnie oddać w stronę atakujących morderczą salwę z karabinów. Rosjanie zdążyli oddać tylko jedną salwę, gdyż następnie Żuawi Śmierci przystąpili z nimi do walki wręcz na kolby i pięści.
Wkrótce cmentarz został oczyszczony z żołnierzy rosyjskich, a walki przeniosły się do miasta. Wśród uliczek i zabudowań, rozpoczął się bardzo zacięty bój, a walki toczono pojedyncze domy, gdzie byli poukrywani Rosjanie. Mimo zaciętego oporu obrońców miasteczka, powstańcom udało się przez wąskie uliczki Miechowa dotrzeć do jego centrum. Dobrze poukrywani w zabudowaniach miasta Rosjanie, dziesiątkowali odziały atakujących. Nastoletni powstaniec Przemysław Szulc (1848-1917) wspominał: położenie było rozpaczliwe, narażeni byliśmy na niechybną śmierć, Moskali skrytych nawet dosięgnąć nie mogliśmy. Tylne szeregi widząc przed sobą gęsto padające trupy, rozprzęgły się i w nieładzie pierzchły. Tak rozbici na dwie części, bowiem przednia część przedarła się do rynku w głąb miasta, schroniłem się z dwoma towarzyszami do pobliskiej stodoły, niedaleko cmentarza i wyczekiwałem stosownej chwili, aby wydobyć się z tej niebezpiecznej kryjówki, śledząc każdy ruch wściekle uganiających się Kozaków za rozbitkami, których kłuli dzidami bez litości.
Pomimo niezwykle ciężkich strat udało mu się dotrzeć do klasztoru, który również stał się areną szczególnie zaciętych walk. Kurowski chciał rzucić do pomocy walczącym powstańcom swoją rezerwę złożoną z kosynierów, ale z powodu silnego ostrzału rosyjskiego, nie mogli oni opuścić swoich pozycji. W pewnym momencie doszło do samobójczych szarż polskiej kawalerii na rynek, które zostały zdziesiątkowane przez dobrze ukryte siły rosyjskie. Kurowski rzucił jeszcze do walki swoją ostatnią rezerwę – oddział Grekowicza – ale nie mógł już on wpłynąć w żadnej sposób na przebieg starcia.
Pomimo heroicznego poświęcenia powstańców, atak na Miechów, trwający ok. trzech godzin, zakończył się sromotną klęską. Oddziały polskie wycofywały się z miasta w pośpiechu i chaosie. Jak pisał historyk Walery Przyborowski: część cofnęła się na drogę do Bukowskiej Woli, część pobiegła na drogę wolbromską, główna jednak masa parła na szosę krakowską. Na nieszczęście za uciekającym i nieprzyjaciel wysunął piechotę, która zdążyła znów zawładnąć cmentarzem i stamtąd skrzydłowym ogniem strychowała spłoszone tłumy na szosy. Żuawi, którzy jako pierwsi weszli do miasta, ostatni też je opuścili. Straty poniesione przez nich były tak wielkie, że oddział został pozbawiony wartości bojowej. Całą bitwę z goryczą podsumował jeden z Żuawów Roman Dallmajer pisząc, że: garstka mała, którą Kurowski na Miechów poprowadził, gdzie śliczne nasze krakowskie dzieci, najlepszy kwiat akademickiej młodzieży tak marnie wyginał bez potrzeby. Kurowski chciał jeszcze zebrać uciekających żołnierzy i ponownie uderzyć na Miechów, ale szybko wyperswadowano mu ten pomysł. Główny dowódca wraz z resztkami swoich wojsk, wycofał się do Sosnówki, a następnie do Szkalmierza, gdzie każdy z powstańców wyruszył w swoją stronę, a Kurowski wyjechał do Krakowa.
W bitwie pod Miechowem zginęło i zostało ciężko rannych ponad 200 powstańców. Poległych Rosjanie obdzierali ze wszystkiego, a mieszkańcom nakazywano wrzucać ich ciała do wykopanego dołu po wapnie. Ciężej ranni byli bezlitośnie dobijani. Po zakończonej bitwie Miechów został praktycznie w całości spalony i zrabowany przez siły rosyjskie. Po kilku tygodniach od bitwy, okazało się że liczba mieszkańców miasta zmalała z 2000 osób do około 800. Klęska pod Miechowem przyczyniła się także do tego, że dowódcy powstańczy w przyszłości mieli zaniechać ataku na miasta (nawet gdy warunki były sprzyjające), obawiając się poniesienia dużych strat.
Oddział Apolinarego Kurowskiego przestał istnieć, a pozostali przy życiu powstańcy przystąpili do innych oddziałów, przekroczyli granicę austriacko-rosyjską czy powrócili do swoich domów. Klęska miechowska jak pisał Wacław Tokarz: była niezmiernie dotkliwym ciosem dla powstania w Krakowskiem. Poszedł w rozsypkę jeden z lepszych oddziałów, utracono trójkąt graniczny i skazano na emigracyę ludzi, którzy poczęli jawnie organizować władze cywilne, gromadzić środki do walki. Już nigdy, nawet za Langiewicza, nie miały wrócić podobne warunki, podobna łatwość działania. Ruch wzrastał odtąd dzięki swym składnikom pomocniczym: widokom interwencyi zagranicznej, złączonemu z nim poparciu szlachty; malał on jednak i słabnął w swej istocie wewnętrznej: prawdziwym zapale do walki, realnej możliwości działań na terenie Królestwa.