logo

Nasza Wojna

Nasza Wojna - Recenzja

Dane szczegółowe:
Autor: Włodzimierz Borodziej, Maciej Górny
Wydawca: W.A.B
Rok wydania: 2021
Okładka: Twarda
Liczba stron: 888

Książkę do recenzji otrzymałem dzięki życzliwości wydawictwa W.A.B  za co składam serdeczne podziękowania.

„W 1917 roku nikt już nie mógł mieć wątpliwości, że tocząca się wojna jest naprawdę światowa. Jednocześnie dla dotkniętych nią społeczeństw przestała być chwilową anomalią. Wiele związanych z nią zjawisk nabrało cech trwałości. Racjonowanie żywności, ersatze, wydłużone godziny pracy w fabrykach zatrudniających kobiety i dzieci, kilometrowe kolejki, głód – wszystkie te zjawiska wrosły w codzienności Hinterlandu. Nowa normalności wymagała ustalenia nowej hierarchii społecznej, wyznaczenie grup uprzywilejowanych i upośledzonych” (s.618)

I wojna światowa, wyraźnie pozostaje w cieniu jeszcze bardziej krwawego i przerażającego konfliktu z lat 1939-1945. Pytanie tylko, czy słusznie? Wojna, która wybuchła w 1914 r., drastycznie przekształciła dotychczasowy status quo, wpłynęła na życie milionów ludzi i nie bez przyczyny może być śmiało nazywana „naszą wojną”. Naszą, czyli jaką?

Przyznaje, że przystępując do lektury książki profesorów Włodzimierza Borodzieja i Macieja Górnego, zastanawiałem się nad znaczeniem tytułu ich publikacji. Początkowo myślałem, że tytuł nawiązuje do tego, że I wojna światowa miała niezwykle istotny wpływ na odzyskanie przez Polskę (jak i inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej) niepodległości. Autorzy tak tytułując swoją publikację, chcieli zwrócić szczególną uwagę na konflikt, który w polskiej pamięci historycznej jest niesłusznie zapomniany i może być nazywany „naszą wojną”, w której brało udział tysiące Polaków.

Im więcej jednak zagłębiałem się w niezwykle ciekawą treść książki, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że tytuł ma nieco inne znaczenie. Autorzy chcieli pokazać, że wydarzenia z lat 1912-1923, dotykały każdą grupą społeczną. Wojna nie toczyła się gdzieś daleko, na polach odległych bitew. Prędzej czy później jej skutki odczuł każdy z mieszkańców Starego Kontynentu, a w szczególności narody zamieszkujące Europę Środkowo-Wschodnią. Wojna docierała w postaci zbliżającego się frontu, poprzez braki w zaopatrzeniu i permanentny głód, dziesiątkujące choroby i zarazy, gwałty i rozboje czy mniej lub bardziej krwawe prześladowania określonych grup etnicznych. Tym samym I wojna światowa, nie była „ich” – czyli kogoś obcego – konfliktem, ale „naszą wojną”, która odcisnęła swoje mniej lub bardziej bolesne piętno na każdym człowieku, któremu przyszło żyć w latach 1912-1923.

„Wszystkie te przejawy oswajania frontowej rzeczywistości były zwalczane przez dowództwo. Wydawano zakazy handlu i kontaktów z wrogiem, nie bardzo jednak skutecznie. Po prostu dłuższy pobyt we względnym spokoju sprawiał, że żołnierze przestawali widzieć wroga w sąsiadach z drugiej strony. Na dłuższą metę najskuteczniejszym środkiem utrzymania dyscypliny i mobilizacji okazywał się ofensywa. W ten sposób zwolennikom agresywnej taktyki przybył kolejny argument: utrzymanie wojska w ciągłym ruchu jest konieczne nie tylko ze względy na uchwycenie inicjatywy, lecz również aby zachować dyscyplinę w szeregach” (s.116-117)

Lektura książki Borodzieja i Górnego, uświadamia jak bardzo I wojnę światową, postrzegamy z perspektywy frontu zachodniego. Wydarzenia, które działy się w tym samym czasie na wschodzie i południu Europy, pozostają wyraźnie w cieniu w wielkich bitew pod Marną, Verdun czy Sommą. Poza tym postrzegamy ten konflikt głównie jako starcie żołnierzy, w których cywile właściwie zupełnie nie biorą udziału. Ukazanie wojny z perspektywy cywila – czy to mieszkańca wsi na Wołyniu, piekarza z Bukaresztu, urzędnika z Kijowa, pielęgniarki z Rygi itp. – którą konsekwentnie przedstawiają w swojej pracy autorzy, pokazuje jak bardzo złożony był to konflikt, w którym ścierały się ze sobą przeróżne ideologie, stereotypy i moralnie pozytywne jak i negatywne postawy wobec drugiego człowieka.

W tle rozgrywają się wielkie wydarzenia historyczne – milionowe starcia żołnierzy, działania dyplomatyczne w zaciszu gabinetów „wielkich tego świata”, czy tworzenie się nowych państw na mapie świata. Autorom udało się tak poprowadzić swoją narrację, aby płynnie przechodzić od ogółu do szczegółu. Te ostatnie są dodatkowo wyróżniane w postaci „kapsułek” tematycznych dotyczących m.in. walki z grypą hiszpanką, kartek żywnościowych czy rzezi Ormian. Tekst uzupełniają dodatkowo liczne mapy oraz interesujący materiał ilustracyjny, obejmujący archiwalne fotografie, plakaty propagandowe czy wycinki z ówczesnej prasy.

„Nasza Wojna”, która ukazuje się po raz pierwszy w postaci jednego tomu (tom I noszący tytuł „Imperia 1912-1916” został opublikowany w 2014 r. natomiast druga część „Narody. 1917-1923” w 2018 r.) to książka, która – nie będę ukrywał – przypadła mi bardzo do gustu. Niezwykle podobało mi się tak szerokie spojrzenie autorów na złożoność globalnego konfliktu, który odmienił losy milionów ludzi. Jednocześnie, czytając o tym co wydarzyło się ponad 100 lat temu, czytelnik odczuwa w pewnym momencie świadomość, że niektóre demony przeszłości nie zniknęły, ale wciąż pozostają wciąż „żywe” i mogą niespodziewanie uaktywnić się w kolejnej – niestety – „naszej wojnie”.

„Tymczasem w czasie Wielkiej Wojny nikt jeszcze nie uginał się pod nadmiarem natrętnej informacji. Państwo nie musiało bynajmniej narzucać się ze swoją wersją wydarzeń wojennych. Ludzie pragnęli nowin i gotowi byli przyjmować je w każdej postaci, również przetworzonej przez rządowych propagandystów. Władzie cywilne, a tym bardziej wojskowe, dopiero z opóźnieniem dostosowały się do nowej sytuacji. To popyt na informację był pierwszy, i to on wymusił powstanie nowoczesnej polityki informacyjnej państwa” (s.223-224)

Inne recenzje