Jak Związek Radziecki wygrał wojnę
Jak Związek Radziecki wygrał wojnę - Recenzja
Dane szczegółowe: |
Autor: Mark Sołonin |
Wydawca: Rebis |
Rok wydania: 2021 |
Okładka: Twarda |
Liczba stron: 296 |
Książkę do recenzji otrzymałem dzięki życzliwości wydawnictwa Rebis, za co składam serdeczne podziękowania.
„Rankiem 22 czerwca, po otrzymaniu wiadomości, że zamiast zmówionego przedstawienia rozpoczął się prawdziwy niemiecki najazd, Stalin wpadł w chwilowy stupor. Miał powody! Taki zbieg okoliczności nie mógł się wydarzyć, bo nie mógł się wydarzyć nigdy … Upłynęło około 12 godzin, zanim „kolektywny Stalin” doszedł do siebie i zaczął podejmować jakieś przemyślane działania, między innymi sformalizowano decyzję rządu ZSRR dotyczącą ogłoszenia częściowej mobilizacji” (s.101)
Historia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej to jedna z najważniejszych propagandowych narracji polityki historycznej konsekwentnie realizowanej przez władze Związku Sowieckiego jak i współczesnej Rosji. Wokół wydarzeń z lat 1941-1945, przez dekady narosło wiele mitów, przekłamań i propagandowych sloganów, które od ponad 30 lat bada rosyjski pisarz i publicysta historyczny Mark Sołonin.
Jego najnowsza książka składa się z 9 artykułów, które można przeczytać w dowolnie wybranej przez siebie kolejności. W publikacji można wyróżnić dwa typy narracji. Pierwsza z nich jest drobiazgową analizą odtajnionych dokumentów sowieckich, porównywanie ich ze sobą oraz wyłapywanie drobnych, ale istotnych różnic. Drugi typ narracji to ciekawe i odważne hipotezy stawiane przez autora oraz jego wyrazista polemika z największymi mitami wojny niemiecko-sowieckiej z lat 1941-1945.
Otwierający tom tekst, dotyczy wydarzeń związanych z konferencją monachijską. Autor skupia się w nim m.in na analizie rzekomej „pomocy” Czechosłowacji, której „chciał, ale niestety nie mógł” udzielić Związek Sowiecki. W ciekawy sposób przedstawia cyniczną rozgrywkę dyplomatyczną dyktatora Związku Sowieckiego, który już w tamtym czasie dążył do rozpętania wielkiej europejskiej wojny, która miała wyniszczyć państwa zachodnie, „po których zgliszczach Stalin poprowadzi swoje kolumny pancerne”.
Kolejne rozdziały w książce skupiają się na wydarzeniach z 1941 r. Sołonin przedstawia w nich podjęte na szeroką skalę gry operacyjne dowództwa i sztabów Armii Czerwonej przeciwko Niemcom oraz pierwsze miesiące „Operacji Barbarossa”, podczas których wojska Związku Sowieckiego poniosły spektakularną klęskę. Autor dokonuje szczegółowej analizy przyczyn porażki w czerwcu 1941 r. Wskazując m.in. na przecenienie skuteczności bojowej Armii Czerwonej w przyszłym starciu z III Rzeszą czy paraliżujące zaskoczenie najwyższych władz Związku Sowieckiego atakiem dotychczasowego sojusznika, uniemożliwiające podjęcie jakichkolwiek szybkich i sensowych decyzji. W tej kwestii Sołonin zadaje m.in ciekawe pytanie, dlaczego w ciągu jednego dnia (a właściwie nocy), po ataku wojsk niemieckich zostały przeprowadzone dwie mobilizacje Armii Czerwonej i jaki był ich cel?
Osobna część książki została poświęcona oblężeniu Leningradu. Głównym motywem przewodnim artykułu była odpowiedź na pytanie, dla kogo tak naprawdę brakowało żywności w trakcie długoletniego oblężenia miasta? Głodu, który odcisnął tak tragiczne piętno na mieszkańcach wielomilionowej metropolii, można było uniknąć na taką skalę, gdyby nie karygodne błędy (i bezczelność) władz sowieckich. Głównymi beneficjentami dostaw jedzenia, które napływały do Leningradu była w dużej mierze wierchuszka sowiecka. Władze podjęły także w pełni świadomą decyzję, że los mieszkańców będzie dla nich sprawą trzeciorzędną. Priorytetami były kwestie natury wojskowej i ewentualnego zniszczenia infrastruktury przemysłowej na wypadek zdobycia miasta. Śmierć ludności, nawet wielomilionowa nie miała żadnego znaczenia. W moim odczuciu to jeden z najlepszych tekstów w książce, intrygujący i w brutalny sposób potwierdzający słynną wypowiedź Jerzego Urbana, że zawsze „rząd się sam wyżywi”.
W publikacji nie mogło oczywiście zabraknąć artykułu będącego nawiązaniem do tytułu książki. Rosyjski pisarz upatruje przyczyn zwycięstwa w kilku czynnikach. Nie chciałbym w tym miejscu wymieniać wszystkich z nich, aby nie psuć czytelnikowi lektury. Wymienię tutaj tylko jeden, który był dla mnie był szczególnie ciekawy. Sołonin zadaje intrygujące pytanie, w jaki sposób należy intepretować bohaterstwo w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej? Autor książki porównuje żołnierzy Armii Czerwonej do postaci … gladiatorów. To porównanie wydaje się początkowo dosyć szokujące i nieadekwatne. Jednakże Sołonin w ciekawy sposób udowadnia, że zwykły żołnierz sowiecki miał bardzo dużo wspólnego ze swoich antycznym „odpowiednikiem”, co Stalin potrafił doskonale wykorzystać. Druga sprawa, że dyktator Związku Sowieckiego miał po prostu dużo szczęście, że po wojnie „ogromna siedmiomilionowa armia niewolników-gladiatorów pokornie oddała broń i posłusznie założyła stare kołchozowe jarzmo”.
Całość narracji kończy artykuł o produkcji sowieckiej bomby atomowej oraz nuklearnej realizacji ze Stanami Zjednoczymy w latach 1945-1963. Jest to ciekawa analiza pokazująca, z jakimi poważnymi problemami zmagał się przez kilkanaście lat Związek Sowiecki, aby faktycznie zagrozić atomowej hegemonii USA. Najnowsza książka Marka Sołonina jest skierowana w pierwszej kolejności do fanów jego dotychczasowej twórczości. Z pewnością publikacja zainteresuje także te osoby, które pragną dowiedzieć się nowych faktów i prób interpretacji pierwszych tygodni ataku wojsk niemieckich na Związek Sowiecki w czerwcu 1941 r. Trzeba jednak uczciwie zaznaczyć, że w gąszczu informacji podawanych przez autora, można się czasami zagubić i czytelnik musi posiadać jakąkolwiek elementarną wiedzę na temat początków „operacji Barbarossa”, aby czerpać jak najwięcej przyjemności z lektury.
„Warto zauważyć, że w wariantach odpowiedzi na to pytanie wyraźnie da się zauważyć charakterystyczne dla całej radzieckiej historiografii II wojny światowej „dwa szczeble”, dwa poziomy: dla „swoich” i dla „ciemnego ludu”. Wydane w skromnych nakładach, ale aspirujące do naukowej rzetelności grube monografie zwyczajnie i bez udawania, z pewnym ostentacyjnym cynizmem („jesteśmy dorośli, po co mamy się krygować”) przyznają, że Związek Radziecki nie zamierzał pomagać Czechom. (…) A szerokim masom (…) z jękiem żalu mówi się, że chcieliśmy pomóc, ale wszystko spaliło na panewce z powodu pewnego punktu (s.11-12).