Filip i Aleksander. Królowie i zdobywcy
Filip i Aleksander. Królowie i zdobywcy - Recenzja
Dane szczegółowe: |
Autor: Adrian Goldsworthy |
Wydawca: Rebis |
Rok wydania: 2023 |
Okładka: Twarda z obwolutą |
Liczba stron: 608 |
Książkę do recenzji otrzymałem dzięki życzliwości pana Bogusława Tobiszowskiego, z Dom Wydawniczy REBIS, za co składam serdeczne podziękowania.
„Dziewiętnastoletni książę był niecierpliwy, porywczy, pełen determinacji i obsesyjnie zorientowany na rywalizację, a do tego podejrzliwy i zazdrosny. Te cechy znajdują poświadczenie w całej jego karierze. Niezależnie od tego, czy prawdziwa jest legenda o tym, że irytował go każdy sukces Filipa, bo widział w nim kolejne zwycięstwa, którego nie jemu będzie dane odnieść, stosunki między ojcem i synem były tym bardziej skomplikowane i napięte, że obaj łaknęli chwały” (s.217)
Ojciec i syn. Dwie wybitne osobistości, które zmieniły ówczesny świat. Pierwszy z nich uczynił z mało znaczącego państwa lokalną potęgę, drugi natomiast rzucił wyzwanie potężnemu imperium, a w heroicznej rywalizacji odniósł oszałamiający sukces. Filip II i Aleksander III to królowie i zdobywcy, których niezwykle interesującą biografię przedstawił Adrian Goldsworthy.
Mam w zwyczaju, przed rozpoczęciem lektury zamieszczam w książce małą karteczkę, na której pisze datę rozpoczęcia i zakończenia danej publikacji. Zabierając się do dzieła brytyjskiego historyka i pisarza, zanotowałem przy pierwszej z dat: „lepszy od Greena?”. Mam tutaj oczywiście na myśli dzieło Petera Greena dotyczącą postaci Aleksandra Wielkiego, która do dziś stanowi dla mnie jedną z najlepiej napisanych książek, które czytałem w moim życiu. Zanim odpowiem na to pytanie, pozwolę sobie na kilka refleksji na temat „Królów i zdobywców”.
„Wokół ludzi takich jak on [Filip II], odnoszących spektakularne sukcesy, lecz także budzących powszechny strach i nienawiść, zawsze krążyły jadowite obmowy, nie możemy więc przyjmować wszystkich tego typu historii jako prawdziwe. Z takie dystansu prawdy nie da się ustalić. Możemy jedynie stwierdzić, że wielu współczesnych uważało króla za rozpasłego drapieżcę erotycznego na obu, by tak rzec frontach. Arystoteles, który znał go osobiście, przynajmniej jedną z takich męsko-męskich przygód z młodzieńcami uznał za fakt” (s.127)
Dzieło Goldsworthy’ego składa się z trzech części. Pierwsza z nich jest poświęcona postaci Filipa II, natomiast dwie pozostałe dotyczą jego syna Aleksandra. Pierwsze, co mnie niezwykle pozytywnie zaskoczyło w narracji brytyjskiego historyka była kwestia podejścia do materiału źródłowego oraz jego interpretacji. O dokonaniach tego niezwykłego duetu, niestety zachowało się niewiele bezpośrednich źródeł. To co wiemy o losach Filipa i Aleksandra, przede wszystkim opiera się na późniejszych publikacjach pisanych przez rzymskich historyków. Goldsworthy dokonał bardzo starannej analizy zachowanego materiału źródłowego i podjął się jego interesującej interpretacji, która pozwala na ukazanie bohaterów książki z ciekawej perspektywy.
Autorowi bardzo sprawinie wyszła sztuka oddzielenia fałszywych plotek, paszkwili czy zbytniego „upiększania” rzeczywistości od twardych faktów. W narracji brytyjskiego historyka, niezwykle cenny jest brak uciekania się do tanich sensacji oraz chęci interpretacji pewnych norm i zachowań z przeszłości, miarą obecnych czasów. Takie podejście powoduje, że mamy kontakt z książka, która w przystępny sposób pokazuje w praktyce dobry warsztat historyka, którego głównym cechami powinna być obiektywna i jak najszersza analiza materiału źródłowego oraz sztuka powiedzenia sobie i czytelnikom: „nie wiem, nie znam odpowiedzi”, gdy zachowane źródła milczą na dany temat. Proszę wybaczyć nieco ten przydługi metodologiczny wstęp, jednakże jest on niezwykle ważny do oceny całej książki oraz jest pewną wskazówką czego może się spodziewać potencjalny czytelnik.
„Tak jak przedtem, król [Aleksander] odwiedził rannych, rozmawiał z nimi, dodawał ducha i wysłuchiwał historii. Przy tak dużej licznie kosztowało go to masę czasu, ale ten dowód troski jeszcze bardziej wzmocnił poczucie – i tak już wrośnięte w macedońską tradycję – że niezależnie od rangi wszyscy są towarzyszami broni. Jego własna rana, choć prawdopodobnie niezbyt poważna, była świadectwem odegranej przezeń roli” (s.309)
Jak słusznie napisał we wstępie do książki, życiorysów Filipa II oraz Aleksandra Wielkiego, nie można od siebie oddzielić. Procesy i wydarzenia, którymi inicjatorami byli ojciec i syn, przyczyniły się do wielkich zmian na mapie ówczesnego świata. Obaj byli niezwykle uzdolnieni, sprytni, okrutni a zarazem litościwi oraz mieli bardzo dużo szczęścia, które pozwalało im wyjść z najgorszych tarapatów. Filip II rozpoczynał swoją karierę jako jeden z macedońskich władców, których Grecy traktowali jako barbarzyńców. Dzięki swoim umiejętnościom oraz kunsztowi dyplomatycznemu, Filipowi udało się podporządkować greckie państwa miasta i sprawować nad nimi większą lub mniejszą kontrolę. Swoje sukcesy osiągnął dzięki doskonale wyszkolonej armii, której piechota uzbrojona w długie sarisy oraz doskonała jazda, siała postrach na polach bitew.
Filip II zginął w zamachu, którego okoliczności na zawsze pozostaną dla nas tajemnicą. Schedę po nim oraz marzenia podboju Imperium Perskiego, przejął jego syn Aleksander. Młody, pełny energii, zaczytany w dziejach Achillesa przedstawionego na kartach homeryckiej Iliady, król Macedonii ruszył na podbój perskiego państwa rządzonego przez Dariusza III. Wyczyny Aleksandra mimo upływu ponad dwóch tysięcy lat, wciąż fascynują i zadziwiają. Nie mając ukończonych 25 lat, podbił imperium, które wydawało się być niezwyciężone. Jego losy, które przedstawia na kartach książki brytyjski historyk to pasmo zwycięstw, bezwzględności, „pragnienia” [z greckiego „pothos”] osiągnięcia czegoś, czego nikt przed nim nie próbował oraz niepochamowanej ambicji, która była kwintesencją jego krótkiego życia. Umierając w wieku niespełna 33 lat, zostawił po sobie dziedzictwo, które odcisnęło bardzo głębokie piętno na historii świata.
„Król [Aleksander] prowadził wojnę nieprzerwanie przez dziewięć lat, odkąd tylko wstąpił na tron; przemierzył z armią tysiące mil, kilkakrotnie odniósł rany – a oto, po oszałamiających zwycięstwach nad wielkim mocarstwem i zdobyciu bajecznie bogatych łupów, nagle był zmuszony przez dwa lata toczyć zaciekły konflikt w stepowej krainie z wrogiem, zdawałoby się, nie do pokonania, albowiem po każdej wygranej bitwie gdzie indziej pojawiał się nowy” (s.404)
Goldsworthy niezwykle umiejętnie potrafi w swojej narracji ukazać postacie drugoplanowe, które pojawiają się w materiale źródłowym, z oczywistych względów zdominowanych przez postacie „królów i zdobywców”. Ojciec i syn, nie osiągnęliby swoich sukcesów, gdyby nie właściwy dobór odpowiednich współpracowników. Tam, gdzie było to możliwe brytyjski historyk, stara się przedstawiać otoczenie Filipa i Aleksandra, do których należały między innymi takie osoby jak Parmenion, Antypater, Olimpias, Hefajstion czy Kassander. Analiza tego w jaki sposób ojciec i syn traktowali swoich najbliższych doradców, przyjaciół czy członków rodziny jest niezwykle interesująca.
Kończąc niniejszy tekst, wypadłoby odpowiedzieć na pytanie z samego początku niniejszej recenzji, czy Goldsworthy jest lepszy od Greena? Sercem pozostanę jednak przy tym drugim autorze, dzięki któremu poznałem historię niezwykłego zdobywcy, który nie bał się podejmować najtrudniejszych wyzwań. Natomiast pod względem naukowym i warsztatowym bardziej przekonał mnie Goldsworthy. Jego książka poprzez doskonałą analizę zachowanych źródeł, rzuca świeże i interesujące spojrzenie na postacie Filipa i Aleksandra, których życiorysy należy rozpatrywać nie osobno, ale obok siebie, aby zrozumieć fenomen wydarzeń, które rozegrały się w IV w. p.n.e.
„Pragnienie wykazania się beznamiętną analitycznością czasami skłania historyków do minimalizowania znaczenia osobowości; relacje medialne dotyczące dzisiejszej polityki podkreślają jednak wagę osobistych rywalizacji i przyjaźni nawet wewnątrz danej partii, a cóż dopiero międzypartyjnych – co nam powinno uzmysłowić, że błędem jest domniemanie, jakoby w przeszłości wszyscy działali pragmatycznie i ludzkie charaktery nie odgrywały poważniejszej roli” (s.230)