logo

Komandosi Hitlera

Komandosi Hitlera. Niemieckie siły specjalne

Autor: James Lucas
Wydawca: Wydawnictwo RM
Rok wydania: 2024
Okładka: miękka
Liczba stron: 320
Moja ocena:

Obrazek recenzji 6

Książkę do recenzji otrzymałem dzięki życzliwości pani Edyty Gadaj,
z Wydawnictwa RM, za co składam serdeczne podziękowania.

„Do chwili nadejścia odsieczy…”- był to najważniejszy element tego rozkazu specjalnego. Żołnierzy desantu szybowcowego zaopatrzono w ładunki wybuchowe do niszczenia kopuł i miotacze ognia do likwidacji ich załóg, przy tym jednak brakowało im broni ciężkiej, umożliwiającej odparcie silniejszych kontrataków piechoty wspartej czołgami, które mogli przeprowadzić Belgowie. Żołnierze z oddziału „Granit” mieli być zdani, przez pewien czas, wyłącznie na siebie” (s.69-71)

W kilka dni przed wybuchem wojny z Polską, do Gliwic przybył Sturmbannführer Alfred Naujocks z misją zleconą przez samego Reinharda Heydricha. Dowodzony przez niego zespół (przebrany za polskich powstańców) miał dokonać sfingowanego napadu na Radiostację Gliwicką oraz wygłosić propagandowe przemówienie w języku polskim. Cała akcja, która miała miejsce 31 sierpnia 1939 r. o godzinie 20.00, zakończyła się jednak spektakularną klapą. Mimo tego, pozostaje do dziś jedną z najsłynniejszych operacji niemieckich sił specjalnych.

Wspominam o tzw. „Prowokacji Gliwickiej” w związku z moją ostatnią lekturą autorstwa brytyjskiego weterana II wojny światowej Jamesa Lucasa. Związany w powojennych latach z Imperial War Museum, Lucas napisał kilka książek dotyczących militarnej historii III Rzeszy. Jedną z nich była wydana w 1985 r. publikacja poświęcona niemieckim siłom specjalnym. Lucas przedstawił w niej historie wybranych jednostek do zadań specjalnych w poszczególnych siłach zbrojnych Herr (wojska lądowe), Kriegsmarine (marynarka wojenna), Luftwaffe (lotnictwo) oraz formacji politycznych jak np. Werwolf. Książkę Lucasa można określić jako zbiór ciekawych felietonów, z których każdy opisuje inną akcje niemieckich sił specjalnych w trakcie zmagań na frontach II wojny światowej.

„Aby zakamuflować dłonie i twarz, odcinające się od ciemnej tafli wody, gdy płetwonurek płynął na grzbiecie, stosowano krem kosmetyczny w połączeniu z siatką maskującą. Czyniło to takiego pływaka niewidocznym, nawet z bliska, gdyż podczas ciemnej nocy upodobniało go nieco do kępy sitowia dryfującej z rzecznym prądem. Komandosi-płetwonurkowi zaatakowali śluzy w Antwerpii i unieruchomili je na wiele tygodni.” (s.219)

Swoją opowieść autor rozpoczyna od przedstawienia niechęci niemieckich sił zbrojnych do tworzenia jednostek komandosów. Wynikało to w głównej mierze z konserwatyzmu tamtejszych elit wojskowych, które tajne akcje uważały za niegodne prawdziwych żołnierzy. Dość powiedzieć, że jednostka Wehrmachtu – „Brandenburg” prowadząca akcje o charakterze dywersyjno-rozpoznawczym, powstała dopiero w 1939 r. W kolejnych rozdziałach poznajemy najsłynniejsze akcje związane z „Brandenburczykami”, ale także losy innych formacji pod dowództwem Otto Skorzenego czy jednostek Fallschirmjäger. Osobna część jego pracy jest poświęcona „żywym torpedom” Kriegsmarine czy pilotom-samobócjom Luftwaffe. Widać zatem wyraźnie, że Brytyjczyk termin „niemieckie siły specjalnie” traktuje bardzo szeroko.

Jak wspomniałem, narracja Lucasa ma charakter eseistyczny. Całość jego pracy jest oparta na literaturze, która ukazała się do połowy lat 80. XX wieku oraz  dokumentach archiwalnych. Plusem (choć niestety, autor nie podaje nazwisk) jest zamieszczenie fragmentów kilku wywiadów, które przeprowadził autor z byłymi żołnierzami niemieckich komandosów. Narracja Lucasa jest dynamiczna, a momentami czytelnik może poczuć się jak na polu bitwy. W tym kontekście szczególnie zapadły mi w pamięci opisy zdobycia belgijskich fortyfikacji Eben-Emael oraz próby schwytania Josipa Broz Tito. Książka brytyjskiego pisarza to idealna lektura na wakacyjny czas. Przystępna w treści jest dobrą pozycją „na start” aby poznać losy niemieckich formacji do zadań specjalnych w latach 1939-1945.

„Zdobywanie informacji wywiadowczych bywa ryzykowanym zadaniem, gdyż prowadzi nieuchronnie do częściowego ujawnienia własnych planów i nie powinno dziwić, że jugosłowiańscy cywile już wkrótce zaczęli otwarcie mówić o pewnych szczegółach operacji „Roesselsprung”. (…) Najistotniejszym elementem misji był oczywiście atak na „cytadelę”, czyli jaskinię, w której mieściła się kwatera główna Tity, i zabicie lub pojmanie partyzanckiego przywódcy” (s.146-147).

Inne recenzje