logo

Ojciec Dreadnoughta. Admirał John Fisher 1841-1920

Ojciec Dreadnoughta. Admirał John Fisher 1841-1920 - Recenzja

Dane szczegółowe:
Autor: Wojciech Król
Wydawca: Klinika Języka
Rok wydania: 2022
Okładka: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 346

Książkę do recenzji otrzymałem dzięki życzliwości Wydawnictwa Klinika Języka, za co składam serdeczne podziękowania.

Choć nie był on typem człowieka otaczającego się posłusznymi acz miernymi  „potakiwaczami”, potrafił niszczyć kariery tym, którzy nie podzielali jego poglądów, często w zupełnie błahych sprawach. Taka postawa, połączona niekiedy z czynami na granicy niesubordynacji nieuchronnie prowadzić musiała do uformowania się opozycji, która ze swojej strony również nie przebierała w środkach. (s.336).

Każdy człowiek, który chce wprowadzić zmiany spotyka się z oporem. Oporem osób, które nie chcą przemieniać rzeczywistości, ze strachu przed czymś nieznanym lub przyzwyczajonych do „strefy komfortu”. Jednakże jak uczy historia, ludzkość rozwija się przede wszystkim dzięki tym jednostkom, które potrafiły przeforsować zmiany. Jedną z takich osób był admirał John Arbuthnot Fisher.

Już na samym początku chce napisać, że książka wciągnęła mnie od pierwszej strony. Dzieło Wojciecha Króla to niezwykle ciekawa biografia człowieka, który dokonał radykalnych zmian w funkcjonowaniu brytyjskiej marynarki wojennej. Człowieka, który nie tylko jest nazywany „ojcem” przełomowej generacji okrętów, którymi stały się Dreadnoughty, ale także osoby która miała ogromy wpływ na rozwój brytyjskiej kadry oficerskiej, według zupełnie nowych zasad, gdzie talent i umiejętności zaczęły (co prawda powoli, ale jednak) grać pierwsze skrzypce, a nie pochodzenie czy zasobność portfela rodziców. Był on człowiekiem, który przez całe życie szedł pod prąd. I niemal nigdy w tej walce, nie poddał się, w myśl swojego zawołania „Fear God Dread Nought” (Bój się Boga i niczego więcej).

Jednakowoż przy całej swej otwartości na konstruktywne pomysły był Fisher krańcowo wręcz bezwzględny w swym dążeniu do perfekcji. Niemal zaraz po objęciu przezeń komendy ruszyły inspekcje jednostek wszystkich klas, nie mające wiele wspólnego z dotychczas praktykowanymi formalnymi wizytacjami. Teraz na okrętach Floty Śródziemnomorskiej zapanować miał bojowy wręcz rygor. (s.149).

W książce możemy wyodrębnić dwa główne wątki. Pierwszy z nich jest typowo biograficzny. Mamy tu przykład klasycznej biografii, która prezentuje cały życiorys Johna Fishera. Drugim wątkiem tematycznym są kwestie marynistyczne, gdzie autor przedstawia czytelnikowi różne aspekty funkcjonowania brytyjskiej marynarki wojennej w drugiej połowie XIX i na początku XX wieku. Te dwie opowieści nawzajem się przenikają w książce, która jest podzielona na piec dużych rozdziałów, odzwierciadlający poszczególne etapy kariery „Jackiego”. Główną baza biograficzną książki stanowią wydane drukiem dokumenty dotyczące głównego bohatera, w tym jego bogata spuścizna epistolograficzna, która na szczęście dla badaczy jego życiorysu uniknęła pierwotnego losu, którym miało być spalenie. (Fisher często w swojej korespondencji pisał adnotacje „spal to”).

Lubię takie biografie, które pokazują zmagania głównego bohatera w drodze do osiągnięcia założonych przez siebie celów. Książkę Wojciecha Króla czyta się jak dobra powieść sensacyjną, w której główny bohater jest postacią niezwykle wyrazistą i pełną energii do działania, mimo ciągle rzucanych kłód pod nogi. John Fisher był z pewnością człowiekiem niezwykle pracowitym, o trudnym charakterze i silnej osobowości. Przyszły admirał wspinał się po ścieżce kariery powoli, zgodnie z obowiązującymi wówczas standardami epoki. Nie powinno dziwić, że tak jak w przypadku wielu osób, które osiągnęły w życiu sukces, spotkał na swojej drodze odpowiednich ludzi, którzy umożliwili mu dalszy rozwój kariery. Swoje przysłowiowe „5 minut” potrafił doskonale wykorzystać. Zdawał sobie świetnie sprawę, że niewykorzystane okazje potrafią się mścić. I czynił wszystko aby do tego nie dopuścić.

Prawie wszystkie swe notatki czy listy (także te oficjalne) spisywał własnoręcznie, obficie inkrustując je anegdotami ulicznej gwary i codziennej prasy po Biblię, kładąc nacisk nie tyle na ich dokładność, co przydatność w danej sytuacji. Mówił i pisał to, co myślał – „(…) w gwałtownym pośpiechu i nie wystudiowanymi słowami (…) przelewał na papier wszystko to, co w danej chwili przyszło mu do głowy, nie nanosząc w zasadzie żadnych poprawek. (s.192).

Ojciec Dreadnoughta był człowiekiem niezwykle dynamicznym, bezwzględnym w dążeniu do celu i upartym. Wymagał od siebie, ale tego samego oczekiwał od swoich podwładnych. Był dobrym szefem, który potrafił dostrzec talenty swoich podwładnych i ich awansować na wyższe stanowiska. Potrafił jednak także ukazać swoją drugą naturę – za nieposłuszeństwo, czy brak wykazywania się inicjatywą potrafił srogo ukarać. Autor książki słusznie zauważa, że za największe życiowy sukces Fishera nie powinno uważać się powstanie Dreadnoughta, ale demokratyzację korpusu oficerskiego, którego szkolenie i wychowanie miało wprowadzić brytyjska marynarkę wojenną w XX wiek i przygotować do przyszłych wielkich konfliktów zbrojnych. Gdyby nie Fisher i jego pragnienie zmian, historia z pewnością potoczyłaby się inaczej.

W czytanym przeze mnie kilka miesięcy temu książce „Dreadnought” autorstwa Roberta K. Massiego, jeden z rozdziałów jest poświęcony postaci admirała Fishera. Myślę, że każdy kto przeczytał tą cześć książki amerykańskiego historyka, mógł zapragnąć poznać jeszcze szerzej losy niezwykłego admirała. Taką możliwość, co mogę napisać z pełnym przekonaniem daje dzieło Wojciecha Króla, które szczerze polecam. To jedna z ciekawej napisanych biografii, która aparat naukowy łączy z bardzo dobrym warsztatem pisarskim. Admirał, będący drugim po wielkim Horatio Nelsonie, doczekał się godnej biografii w języku polskim.

Bezkompromisowy w swej działalności, traktował jako osobistych wrogów tych, którzy stanęli mu na przeszkodzie (mniejsza o to, czy faktycznie) – co częstokroć miało mieć daleko idące konsekwencje. Równocześnie jednak wprowadził do praktyki brytyjskiej marynarki wojennej rzecz dotychczas nie notowaną- oto korpus oficerski, nie będący dotychczas częstokroć niczym więcej, jak tylko pasem transmisyjnym przekazującym w dół rozkazy admirałów, nagle nabrał podmiotowości. Zaczęła liczyć się twórcza inicjatywa, inwencja, niekonwencjonalne myślenie. (s.167)

Inne recenzje