logo

Akces. Polska droga do NATO 1989–1999

Akces. Polska droga do NATO 1989–1999

Autor: Andrzej Turkowski
Wydawca: Karta Wydawnictwo
Rok wydania: 2024
Okładka: twarda
Liczba stron: 368
Moja ocena:

Obrazek recenzji 7

Książkę do recenzji otrzymałem dzięki życzliwości pani Agnieszki Dębskiej z Ośrodka „Karta”, za co składam serdeczne podziękowania.

„To wielki dzień dla Ameryki. Ciągle słyszę, że poprawi się bezpieczeństwo Polski, ale rozszerzenie NATO poprawi nasze bezpieczeństwo, bo zyskujemy sojusznika. Rosyjski imperializm, który od czasu do czasu powraca, teraz nie będzie miał już dokąd pójść”. [Joe Biden, 1998 r.] (s.324)

W marcu b.r minęło ćwierćwiecze od przystąpienia Polski do Sojuszu Północnoatlantyckiego. To doskonała okazja, aby przyjrzeć się „od kulis” jak wyglądały starania polskich władz, aby dołączyć do NATO. W interesującą podróż, która rozpoczyna się w lutym 1989 r. zabiera nas dr Andrzej Turkowski w swojej najnowszej publikacji, którą wydał „Ośrodek Karta”.

Publikacja Andrzeja Turkowskiego jest wydawnictwem źródłowym. Autor książki zebrał w jednym miejscu kilkadziesiąt wspomnień, pamiętników, listów, fragmentów artykułów z prasy oraz relacji osób, które w latach 1989-1999 miały największy wpływ na przystąpienie Polski do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Narracja autorska rozpoczyna się w lutym 1989 r., na kilka miesięcy przed 40 rocznicą utworzenia NATO oraz częściowo wolnych wyborów w Polsce z 4 czerwca 1989 r. Całość książki jest podzielona na dziewięć rozdziałów, które w sposób chronologiczny prezentują kolejne etapy negocjacji Polski oraz Czech i Węgier do włączenia ich państw do Sojuszu Północnoatlantyckiego.

„Wtedy Zachód wcale nie był przekonany, że ten eksperyment się powiedzie. Była sympatia, zainteresowanie, ale i duży dystans. To był czas prezydentury George’a Busha seniora. Pamiętam spotkanie z sekretarzem obrony Dickiem Cheneyem, kiedy padło słowo „NATO” – i reakcja: „Forget it!” [Zapomnijcie o tym]. Związek Radziecki, strefy wpływu – to był nadal świat zastany”. [Maciej Kozłowski, 1990 r.] (s.26-27)

Czytając zebrane przez dr Turkowskiego relacje, można poczuć „klimat” dekady lat 90. XX wieku, gdy ścierały się przeróżne koncepcje „ułożenia” świata na nowo, po upadku Związku Sowieckiego. Zadawano sobie wówczas pytania o sens dalszego istnienia Sojuszu, skoro główny przeciwnik – sowiecka Rosja przestała istnieć. Ścierały się wówczas poglądy w jaki sposób mają wyglądać relacje Zachodu z Rosją. Z perspektywy ćwierćwiecza, niektóre z prezentowanych wówczas przewidywań i teorii faktycznie się sprawdziły. Niektóre z nich natomiast zakładały zbyt optymistyczne podejście do koncepcji świata po „Zimnej Wojnie”. Przypuszczano, że sojusze wojskowe nie będą odgrywały już znaczącej roli i być może warto podjąć działania mające na celu nie ich rozszerzanie, ale całkowite rozwiązanie.

W moim osobistym odczuciu, starania polskich władz politycznych obok działań mających na celu wstąpienie do Unii Europejskiej, były jednymi (jak dotąd) momentami w historii III Rzeczpospolitej, kiedy polskie elity polityczne działały ponad podziałami. Kolejne rządy, których na przestrzeni omawianej dekady było osiem, kontynuowały starania swoich poprzedników, aby Polska stała się pełnoprawnym członkiem NATO. Działania zmierzające do tego celu, prowadzono nie tylko za pomocą środków dyplomatycznych. Niezwykle ważne było także działania za zasadzie tzw. „soft power”, współpracy z dziennikarzami czy polonią. Istotną rolę odgrywały także osobiste „przecieranie szlaków” do najbardziej opornych polityków, którzy mieli realny wpływ na podjęcie decyzji o rozszerzeniu NATO o nowe państwa.

„Z jednej strony, ja – jako dziennikarz – chce pozyskać wiarygodne informacje ze źródeł rządowych, z Kapitolu czy innych instytucji. Z drugiej – moi informatorzy także potrzebują dziennikarzy, jeśli na przykład chcą nieformalnymi kanałami wysłać jakiś sygnał do opinii publicznej, a przez nią do elit politycznych (…). Kiedy na przykład przedstawiciele polskiego rządu przekonywali, że cała Polska chce wejść do NATO i że w Polsce nie ma ludzi, którzy są przeciwko, to moi rozmówcy chcieli wiedzieć, czy tak jest naprawdę”. [Bartosz Węglarczyk, 1997 r.] (s.261)

Autor publikacji nie ukazuje wyłącznie polskiej perspektywy. Oprócz „naszego” punktu widzenia na kwestie przystąpienia do Sojuszu, autor pokazuje także spojrzenie amerykańskie, czeskie, węgierskie, niemieckie czy rosyjskie. Najwięcej odpowiednich fragmentów jest poświęconych USA, które pod przywództwem George H. W. Bush i Billa Clintona był najważniejszym organem decyzyjnym w Sojuszu Północnoatlantyckim. Szczególnie intersujące są te passusy, który dotyczą kwestii osobistych rozmów przywódców USA i Rosji w nowej rzeczywistości po 1989/1991 r. Dzięki takiemu ujęciu, poznajemy to samo wydarzenie w różnych „odcieniach”. To co dla innych było sukcesem, w oczach drugich zakrawało na zdradę i „drugą Jałtę”.

„Akces. Polska droga do NATO 1989-1999” doskonale pokazuje wykorzystanie przez ówczesne polskie elity polityczne „historycznego okienka możliwości”, które przyniosły zmiany roku 1989/1991. Przez krótki czas świat Zachodu żył pewną iluzją „końca historii” oraz kwestionowania sojuszy wojskowych. Takich złudzeń, mimo skrajnie różnych poglądów, nie miały polskie elity polityczne i inne kraje, które przez 45 lat znajdowały się w orbicie wpływów sowieckich. Trudno jest nie życzyć obecnym liderom największych polskich partii politycznych, aby chcieli budować wspólne stanowisko w kwestiach fundamentalnych dla bezpieczeństwa państwa. Animozje i waśnie, nie mogą zastąpić polskiej racji stanu. Akces Polski do NATO pokazuje, że jeśli chcemy – działamy razem ponad podziałami.

„Odbyliśmy kilka tak zwanych występów gościnnych. W tym okresie odwiedziłem szesnaście stanów USA. Miałem przeczucie, że jednym z ważnych miejsc, do których to przesłanie musi absolutnie wyraźnie dotrzeć, jest głębokie zaplecze każdego stanu – ponieważ to tam znajdują się okręgi wyborcze senatorów, ludzie, którzy mogą na nich głosować. Współpracowaliśmy i koordynowaliśmy działania z Polską. Częścią przekazu była polska wódka, węgierskie wino i czeskie piwo. Nie jest to zbyt patriotyczne myślenie, ale muszę być szczery i powiedzieć, że wszystko to było niesione mocą 10-milionowej amerykańskiej Polonii. Węgierskie i czeskie organizacje robiły, co mogły, ale były przyćmione samą liczbą Polaków w USA”. [György Bánlaki, 1997 r.] (s.247)

Inne recenzje