logo

Odrodzenie Rzymu.

Odrodzenie Rzymu. Cesarze i papieże: bój o władzę nad chrześcijaństwem

Autor: Peter Heather
Wydawca: Rebis
Rok wydania: 2024
Okładka: twarda
Liczba stron: 516
Moja ocena:

Obrazek recenzji 8

Książkę do recenzji otrzymałem dzięki życzliwości pana Bogusława Tobiszowskiego,
Dom Wydawniczy REBIS, za co składam serdeczne podziękowania.

Władcy uzurpowali sobie rolę namiestników Chrystusa na ziemi: dworski ceremoniał był w zamyśle odbiciem majestatu niebieskiego, a osobę monarchy (i przy okazji krąg jego zauszników) otaczała aura świętości (…) Teodoryk uchwycił się tej wizji „romanitas” w całym jej zakresie, zwłaszcza zaś części dotyczącej już usankcjonowanej przez niebo pozycji (s.77).  

Król Ostrogotów, cesarz Bizancjum, władca Franków, a może następcy świętego Piotra. Które z tych postaci na trwale przejęły dziedzictwo Rzymu, który upadł w V wieku po Chrystusie? Kto z nich w skomplikowanej grze dyplomatycznej, w której szczytne idee mieszały się z brudnymi zagrywkami godnymi największych mafijnych bossów, ostatecznie zwyciężył i dokonał „odrodzenia Rzymu”?

Książka Petera Heathera stanowi kontynuacje jego świetnej pracy pt. „Upadek Cesarstwa Rzymskiego”. W 476 r. ostatni cesarz zachodniorzymski Romulus Augustulus zostaje zdetronizowany i odesłany „na emeryturę” przez wodza germańskiego Odoakra. Kończy się pewna epoka, która została zapoczątkowana kilka wieków wcześniej przez Juliusza Cezara i Oktawiana Augusta. Rzym upada, ale jego dziedzictwo nie znikło. Pozostało otwartą kwestią, kto przejmie jego niezwykły dorobek, który w ręku zręcznego polityka pozwalał na umocnienie swojej pozycji i staniu się potężnym kontynuatorem tradycji władzy, która kiedyś rządziła całym ówcześnie znanym światem.

Justynian nabrał już jednak pewności, że dysponuje sprawną machiną wojenną, która przejedzie po gockich karkach równie szybko, jak to zrobiła z Wandalami. Kości zostały rzucone z rozmachem; Konstantynopol był zdeterminowany odbić każdy skrawek dawnego rzymskiego terytorium. Droga była długa i kręta, lecz cesarz w końcu jawnie opowiedział się przy opcji, którą historycy odtąd nierozerwalnie wiązali z jego imieniem. (s.177)

Brytyjski mediewista chcąc odpowiedzieć na pytanie w jaki sposób odrodził się Rzym, zabiera nas w podróż po kilku wiekach średniowiecznej Europy. Głównymi narratorami jego opowieści są władca Ostrogotów Teodoryk Wielki, cesarz bizantyjski Justynian Wielki, król Franków i Longobardów, a następnie cesarz rzymski Karol Wielki oraz kolejni następcy świętego Piotra. Każdy z czterech głównych rozdziałów jego pracy jest przedstawieniem intrygującej historii każdego z tych dramatis personae. Heather opisując swoich bohaterów często stosuje w swojej narracji nutkę prezentyzmu, ale również swoje zamiłowanie do cyklu książek i trzech filmów dotyczących losów rodziny Corleone. Autor często porównuje podejmowanie decyzje bohaterów historycznych do sposobu działań mafijnej rodziny z opowieści Mario Puzo.

Wspominani bohaterowie jako jeden ze swoich życiowych celów postawili przejęcie schedy po upadłym Cesarstwie Zachodniorzymskim. Teodoryk Wielki dysponując sprawną machiną wojenną, którą wzorował na rzymskiej, zdołał stworzyć państwo, z którego hegemonią musiał się liczyć każdy poważny gracz polityczny. Sam władca co prawda, nigdy nie przyjął tytułu „cesarza”, lecz sam uważał się za Rzymianina i imperatora, który jest kontynuatorem wielkowiekowej tradycji upadłego imperium.

Najpóźniej od chwili, gdy zdecydował się wejść w doktrynalne szranki z Kościołem w kwestii ikon (a jestem przekonany, że już znacznie wcześniej), Karol Wielki dążył do statusu cesarza, mając pełną świadomość jego tradycyjnego rzymskiego znaczenia (podtrzymywanego i uosabianego wtedy przez Konstantynopol) jako od Boga danej najwyższej władzy – religijnej i świeckiej – w całym chrześcijaństwie. (s.274). 

Justynian Wielki podjął się wielkiego dzieła kodyfikacji prawa rzymskiego, które zrealizował bez względu na liczne przeszkody. Przez swoich zdolnych wodzów doprowadza do częściowej odbudowy dawnego Imperium Romanum. Natomiast Karol Wielki umiejętnie wykorzystując doktrynę chrześcijańską i problemy papiestwa, zdołał doprowadzić do swojej koronacji na cesarza. To również dzięki jego staraniom („renesnans karoliński”), zawdzięczamy przetrwanie licznych dzieł starożytności, które były przepisywane w klasztornych skryptoriach i dzięki temu zachowały się do dnia dzisiejszego.

Wspomniani władcy stworzyli silne organizmy państwowe, które jednak nie przetrwały próby czasu po ich śmierci. Każdy z wspomnianych panujących był zaangażowany w sprawy wiary chrześcijańskiej, która z upływem czasu stawała się coraz potężniejsza. To ostatecznie właśnie kolejni następcy świętego Piotra, zdobywali coraz większe wpływy zarówno nad duszami swoich wiernych, ale także nad ich ziemskimi dobrami. Silne i zorganizowane papiestwo stało się nowym Rzymem, który swój system wartości narzucił nie tylko elitom politycznym, ale całej ludności wszędzie tam, gdzie tylko dotarły jego wpływy.

W rzeczywistości ostateczne utrwalenie władzy papieskiej nad zachodnim chrześcijaństwem nastąpiło nie poprzez serię intensywnych konfrontacji, jakie znaczyły życie Kościoła od pontyfikatu Grzegorza VII, lecz zupełnie innymi, znacznie dyskretniejszymi sposobami. Niektóre były oczywiste sądząc po wcześniej zaobserwowanych trendach. Spór o inwestyturę nie przeszkodził w ciągłym rozwoju instytucjonalnym samego papiestwa. (s. 432-433).  

Inne recenzje